Kochani, nie wiem co powiedzieć...
po raz kolejny jestem zaskoczona tak ciepłą reakcją ale i... trochę speszona

nie chciałabym, żeby to niezręcznie zabrzmiało, ale ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła (brakuje tylko małej kropeczki nad "
i " ale kropeczki niezwykle istotnej) Szczonek który skradł nasze serce ma dopiero 4 tygodnie i zanim decyzja zapadnie odwiedzę go pewnie jeszcze ze dwa razy.
Jak pisałam wcześniej, gabaryty, masa i siła psa/samca - jakby nie było znacznie większego od suki - ma niebagatelne znaczenie. Nie bezpośrednio dla mnie. Pomijając "grzecznościowe" wyprowadzanie w czasie choroby, dochodzi jeszcze sprawa ewentualnego wnoszenia dorosłego byczka po schodach. Może niepotrzebnie tak wybiegam w przyszłość, bo jak wiadomo życie często weryfikuje założenia, ale ostatnie doświadczenia są dla nas cały czas świeże i muszę być pewna, że gdyby coś złego się kiedyś wydarzyło.... Rozmawiałam wczoraj z mężem i wreszcie wydusił z siebie (choć z pewnością męskie ego trochę ucierpiało przyznając się do słabości), że ma obawy czy da sobie radę (fizycznie) z noszeniem po schodach sześćdziesięciuparukilo za kilka/naście lat . Berta ważyła w porywach 42 kg (w chorobie 10kg mniej, chociaż przy lekko bezwładnym ciałku wydawało się, że dużo dużo więcej). Wiadomo, że dla kochanego psa zrobi się WSZYSTKO, ale trzeba brać pod uwagę ograniczenia. To są dylematy, które rozwiązać musimy sami. Ja mówię mężowi, że do tego czasu ma dwa wyjścia - wykupić (wreszcie

) karnet na siłownię albo... (wreszcie :roll" ) zbudować dom.
Co do wyprowadzenia psa przez kogoś innego niż my, przy Bercie nie miałam tego problemu. Niedaleko mnie mieszkała znajoma z Malamutem i wzajemnie świadczyłyśmy sobie usługi "wyprowadzaczek". Ona też z dwójką dzieci i mężem często w delegacjach. Przez śmierć Berty ograniczyłam kontakty z psiarzami do minimum. Ostatnio zadzwoniłam do tej znajomej - niestety zmieniła miejsce zamieszkania

więc pozostaje szwagier lub gościnny przyjazd mojej Mamy (66lat). Ale o tym już było.
meggy jak Krzysiek przypomni sobie Waszego Benka to mówi, że mu z bicepsów powietrze schodzi jak wyobraża sobie noszenie "słodkiego bydlaczka"
kruszon zerknęłam w Waszą galerię - niedźwiedź cudo
Agama moja córcia chciała dać na imię drugiej suni... Mamba

nawet jej nie powiem, że u Was się urodziła...
alicja i dobrze, że tak osobiście, dzięki temu wiem, że nie tyko ja mam odwagę otworzyć się w Waszym gronie.
Beata i Fiona Ty mnie dziewczyno nie kuś, bo jak już gdzieś pisałam zaczęło się od spojrzenia w oczęta Treya. Jak weszliśmy do Was wydał się taaaki wielki, ale po pierwszej godzinie wizyty jakoś tak wkomponował się w otoczenie, że prawie nie zajmował miejsca

no i był taki grzeczny jakby po niemieckiej kindersztubie

teraz rozumiem dlaczego nazwa miasta, w którym mieszkacie została w nazwie hodowli zniemczona i pisana szwabachą

Napisaś : "pies to pies" - tata przynajmniej nie jest jedynym facetem w rodzinie i ma męskiego kumpla

" Dopuki nie urodził się nam synek Kacper mój mąż żartobliwie marudził "Co za babiniec - żona, córka, kotka i... kastrowany kocur "
Halina dziękuję, też myślę, że dam radę o ile rozwiążę dylematy o których pisałam powyżej. I obiecuję, że postaram się zrobić wszystko, żeby nie doszukiwać się Berty w innym bernie...
... aha i jestem po prostu Magda a nie żadna Pani... no może jak się ładnie uczeszę i ubiorę w wyprasowaną garsonkę, ale naprawdę nieczęsto to czynię
