Pierwsza proba przemywania skonczyla sie fiaskiem. Chili uznala moje ganianie ze szmata za swietna zabawe. Ucieka po calym mieszkaniu,chowa sie tam gdzie nie dosiegam (pod szafki,pod lozko), biega ile sil w nogach,skacze po lozkach i na mnie szczeka.Wiem,ze sie boi, bo probowalam "na sile" i jak na histeryczke przystalo piszczala wtedy kiedy jeszcze nic nie zrobilam.
A ja nie chce na sile, przeciez to nie o to chodzi.Ale musze to przemywac!!! Na widok szmatki od razu ucieka.
Dzisiaj nie mam nikogo do pomocy,wiec trzymanie przez druga osobe nie wchodzi w gre.
Sprobuje kiedy zasnie ...
Na razie nie patrze,udaje ze nie ma tam zadnej dziury. Jak kladzie sie na plecach,to omijam ja wzrokiem. To straszne, bo przeciez nie powinnam sie brzydzic.Ale cholera, nie jestem weterynarzem i jest to dla mnie trudne. Wyglada tak jakby ktos skonczyl operacje w polowie.Gdzie sie nie dotknie to zostaje krew.Ale krew zniose, gorzej z reszta...
Kto by pomyslal,ze doswiadczenie z Uszatkiem przyda sie w tym momencie? Chociaz to zupelnie co innego ... wtedy było łatwiej. Uszko małe, Margaritka była jeszcze głucha i ślepa, pewnie nie czuła bólu,nie wyrywala się.
A teraz to jakiś koszmar, w którym bardzo nie chcę uczestniczyć.
Cieszę się jednak, że została ze mną.Może dzięki temu ma najlepszą opiekę (o psich stomatologów trudno, w Wawie tylko dwóch!), może nikt inny by tego nie zdiagnozował, nie zauważył w porę. Może jeszcze wszystko da się uratować.
Szczeniaki urodziły się w dniu urodzin mojej babci (której nie ma juz 2 lata), obiecałam sobie, że pierwsza sunia która pojawi się na świecie zostanie ze mną. Jako prezent? Nie wiem jako co,ot takie miałam założenie, że może tak dla Babci właśnie.
Miałam zawahanie między Chili a Tequilą, ale jak widać serce wybralo. Może ma mnie to czegoś nauczyć, ale czemu na tym małym stworzonku...
Więc dobrze że jest ze mną. Razem jakoś damy rade
