Historii ciąg dalszy
Dr.Kurski po raz drugi odwołał wizytę kontrolną. Złamał nogę. Nie mając nikogo w zastępstwo,ani nie uzyskując żadnych wytycznych dotyczących leczenia Chili wpadłam w panikę i zaczęłam szukać na gwałt kontaktu z dr.Jodkowską (drugi i ostatni stomatolog w Warszawie). Okazało się,że jest na urlopie. Ale! Mój kochany weterynarz załatwił mi wizytę...na dzisiaj na 12.00. Jak widać - MOŻNA!Tylko zależy kto pyta...Niestety.
Wizyta się odbyła.Dr.Jodkowska jest przesympatyczna i bardzo konkretna.Uspokoiła nas trochę, tym że nie sądzi aby to była zmiana nowotworowa.Nie ukrywam, że ostatnio ciągle o tym myślałam...
Chili ma wielką opuchliznę, dużo większą niż przed zabiegiem. Okazało się, że jest to gigantyczny stan zapalny, którego trzeba się pozbyć, ale nie bardzo wiemy jak.
Pani doktor załatwiła mi dokładniejszy (wypasiony

)rentgen na powstańców śląskich...dzisiaj na 16.00. Jezu, jak dobrze że nie muszę czekać i się stresować.
Po RTG zdjęcia dotrą do dr.Jodkowskiej i będziemy z niecierpliwością oczekiwać na jej telefon. Wtedy okaże się "co dalej?". Czy jest coś pod stanem zapalnym, a jeśli tak to co i jak to leczyć.
Dostałam kolejne medyczne zadanie. Muszę strzykawką zakończoną małą rureczką, wstrzykiwać w miniaturową dziurkę która jest gdzieś w środku rany, Rivanol. Zdecydowanie po tym miocie powinnam iść na jakieś praktyki weterynaryjne, bo czego to ja już nie robiłam. Myślałam,że poród był ciężki, ale to jednak pikuś.
Dalej potrzebujemy kciuków. Dzisiejszy RTG powinien COŚ wyjaśnić, bo niestety żuchwa Chili wygląda coraz gorzej. Na szczęście ona czuje się fantastycznie.Straciła tylko wszelkie zaufanie do lekarzy. Samo wejście do kliniki (jakiejkolwiek) to pisk i nerwówa.Niestety to nasza mała histeryczka.Była nią jak tylko się urodziła, ale teraz przeżywa apogeum ;)
Wiem,że to trochę moja wina.Jak widzę,że jest taka chora to rozpieszczam ją ile wlezie.A jak słyszę,że płacze to lecę i ją tulę. No bo to taka bida z nędzą i to jeszcze pechowa.
Chiluś z pańcią