daria i asieńka- jest na to tylko jedna rada - po-słu-szeń-stwo !!!

założę się o cały dzień pracy fizycznej u Was na działce, że Wasze psiaki nie przejdą z Wami przez miasto przy nodze bez smyczy. Albo, zrobiłyby to, gdybyście spróbowały, ale się boicie - i słusznie, że jak zobaczą innego psa - to wam "brykną"....
praca od podstaw. jak pies nauczy się że
słowo przewodnika zwalnia go do biegania, jak idzie przy nodze, i przywołuje go do nogi; to wierzcie mi, żaden łańcuszek, kolczatka ani kantarek nie będzie Wam potrzebny. Jakby co - mogę Wam to pokazać na moim buraku...
tak Drixon, takim właścicielem można się stać, choć myślę, że nie od książek Fennel. Zobaczcie, że jest dużo zajęć ze szkolenia pozytywnego dla młodych psów, ale jakoś nie ma dużo szkoleniowców "pozytywnych" metod dla starszych - 18 miesięcznych psów. Szkolenie takich jest o niebo trudniejsze, bo one mając do wyboru ciasteczko, a bryknięcie do innego psa, cóż - sami wiecie.. Fennell ma łagodne metody- dobre dla młodych i miękkich psów.
Przykładowo, jak mam na szkoleniu jakiegoś buraka, co by mnie chętnie dziabnął, gdybym go szarpnął na kantarku czy kolczatce (których nie używam), to zaczynam z nim pracę przy nodze - komendy "równaj", "stój", "siad",(na krótkiej smyczy), "wolniej", "szybciej" (bieganie), + zwroty,- wszystkie bez szarpania ani bez luzowania krótkiej smyczy. Po około 3-4 godzinach, pies wie, że nic ze mną nie zrobi, bo wyegzekwuję komendę, którą podałem. Później cicho zapinam lekką smycz, a z hałasem i pociągnięciem psa odpinam krótką (ciężką). I zaczynam przerabiać te same komendy. Pies początkowo próbuje zrobić mnie w konia, bo nie czuje smyczy, ale wtedy nadeptuję lekką smycz, lub go pociągnę.. Jeżeli wtedy idąc, pies reaguje na moje komendy - "szybciej", "wolniej", to zaczynam szukać psów w okolicy i sprawdzam, czy jestem bystrzejszy od niego, czy on szybszy ode mnie...
To właśnie wyrabia w psie świadomość, że cokolwiek się będzie działo, to MY rządzimy. Dlatego, jeśli coś się będzie działo (inny pies) - on zawsze NAJPIERW poczeka na naszą komendę.
To nazywam posłuszeństwem.
- przepraszam, wymknęło mi się.... trochę długo
a wracając - sam uczyłem się na książkach typu Brzezicha, gdzie przy każdym rozdziale, zastanawiałem się, jaki smakołyk musiałbym mieć, zamiast używać kolczatki i przyduszać psa do ziemi...
Stanęło na tym, że łaziłem po mieście ze słoniną wędzoną i kiełbasą..po pół roku sprawdziłem psa na placu szkoleniowym, i wszyscy zgodnie stwierdzili, że jestem podstawiony od tresera, że ktoś mi psa wyszkolił...
maciej