W naszej dzielnicy psów jest mało,więc jak się tylko taki objawi stanowi nie lada atrakcję.
Na Błoniach psów było mnóstwo, Freud zacząl się dosłownie trząśc i piszczec,zeby z każdym się przywitac.
Pan kazał nam puścic linke luźno-Freud tradycyjnie wziął rozbieg i.....pofrunęłam na końcu linki jak paralotnia.Pn linka parzy rece w pewnym momęcie mimo wrodzonej zawziętości musiałam ją puścic.Jak Freudzio poszedł do piesków,to przez 30 min uganiałam sie za nim po Błoniach.Nie pomagały smaczki w postaci parówek cielęcych, radosne świergotanie do psa ( z tym mam największy problem

W poniedziałek była druga lekcja.Skupianie Freuda na nagródkach idzie nam coraz lepiej ( oczywiście podstawą większości szkolen jest zasada-dobry pies to głodny pies) wiec na okrojonych racjach żywnosciowych zaczynam byc dla mojego psa "atracyjna"
Druga lekcja polegała na nauczeniu mnie konsekwencji oraz szczebiotania do psa oraz eksperymentu z puszczoną linka i zwalnianiem Freuda do psów a po chwili jego przywoływanie.Jednym z elementów jest bieg tyłem do kierunku a frontem do psa- przypłaciłam to lądowaniem pupą w jakiejs dziurze w ziemi i niespodziewanym atakiem jakiegoś goldenka, który widząc ludzką twarz na ziemi postanowił wykorzystac momęt i wylewnie się ze mna przywitac,przy okazji pakując mi zgrabna goldenia łapke prosto do otwartej buzi....
