W piątek byłyśmy u weta - na oko i na dotyk nic nie można stwierdzić. Raczej wykluczył chłoniaka skórnego - bo to nie to miejsce. Ale nie na 100%. W poniedziałek wieczorem robimy biopsję i kontrolnie badania krwi. Wcześniej nie miało to sensu gdyż próbki do badania jadą do Wrocławia i wet chciał by były "świeże" - to z piątku badane by były dopiero w poniedziałek. W środę/czwartek powinno być już wiadome co to jest. O kaszaku w ogóle nie było mowy.
Już u weta w piątek miałam wrażenie, że to "coś" się zmniejszyło. Wczoraj nawet to Grzesiek zauważył. Samo "coś" nadal ma wielkość orzecha włoskiego ale nie ma już obrzęku czy opuchlizny. Po ataku paniki już ochłonęłam i staram się patrzeć optymistycznie, głównie dlatego, że Eśka zachowuje się tak jakby tego babola na pysiu nie miała. Wszystko jest normalnie - apetyt, załatwianie potrzeb fizjologicznych, zabawy, wariacje. Przy spaniu kładzie głowę na boku, przyciskając "coś" do poduchy - widocznie nie boli. Na skórze ani z zewnątrz ani od wewnątrz nic nie widać. Żadnych plam, wypadania sierści, strupków, dziurek - nic. Lekarstw nie dostała żadnych ze względu na biopsję - żeby nie zamazać obrazu próbki. Czekamy.
Dzięki wszystkim za wsparcie i kciuki
