To ja Redi, nareszcie jestem kochany! :)))

Szczęśliwe zakończenia - czyli udane adopcje

Moderatorzy: Aga-2, Milla

Re: To ja Redi, nareszcie jestem kochany! :)))

Postprzez Tańka » 2010-06-09, 13:54

:lol:
Tańka
 
Posty: 1281
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2008-06-15, 19:31
psy: Yokozuna z Deikowej Doliny (*), Echo mix

Re: To ja Redi, nareszcie jestem kochany! :)))

Postprzez Barbapapa » 2010-06-10, 08:26

tak, tak, to doskonały pomysł.
Avatar użytkownika
Barbapapa
 
Posty: 3786
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2006-09-25, 11:32
Lokalizacja: Warszawa
psy: Wobler(DSPP,Dublin(7/11/14);Znak Zodiaku(*14/8/10)
Hodowla: Barbapapa-psy

Re: To ja Redi, nareszcie jestem kochany! :)))

Postprzez zadra » 2010-06-11, 15:10

A ja dziś poznam Rediego! I bardzo się cieszę. i już nie mogę się doczekać.
Aga - piffko się chłodzi:-)
Avatar użytkownika
zadra
 
Posty: 834
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2010-03-16, 16:51
Lokalizacja: Goleniów
psy: Dexter Czandoria 21.05.2010

Re: To ja Redi, nareszcie jestem kochany! :)))

Postprzez Wydra » 2010-06-11, 23:11

zadra napisał(a):A ja dziś poznam Rediego! I bardzo się cieszę. i już nie mogę się doczekać.
Aga - piffko się chłodzi:-)

No proszę,dzięki psom już niejedna przyjaźń się zawiązała :-D
Wydra
 
Ostrzeżeń: 0

Re: To ja Redi, nareszcie jestem kochany! :)))

Postprzez Cefreud » 2010-06-12, 07:14

ale cudna historia.Koffam takie :-)
Avatar użytkownika
Cefreud
 
Posty: 10797
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2006-09-24, 21:36
psy: CeFreud (*),Wall-e i Kubuś-sz koty,Pimki(*)

Re: To ja Redi, nareszcie jestem kochany! :)))

Postprzez aga.galin » 2010-06-18, 10:09

Rozumiem, że tym razem mam wolną rękę, jeżeli chodzi o ilość :lol: No cóż, możecie tego jeszcze żałować, a ja korzystam z okazji :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: Zobaczycie jak wygląda "pisanie bez zahamowań"

SZKOLENIE BERNEŃCZYKA

Zachwycają mnie strasznie psy, które znają różne sztuczki - w oczach ludzi robią się wtedy takie ... inteligentne. Czasami sobie czytam o waszych psiakach i o tym psim liczeniu, zdejmowaniu kapci, noszeniu zakupów... i tak sobie myślę, że to fajna sprawa. Podziwiam, naprawdę - ale nie potrafię znaleźć w sobie chęci - może to niekoniecznie trafne określenie - nie potrafię znaleźć jakiejś takiej "zaciętości", żeby z psem te cuda ćwiczyć. Może kiedyś?

Redino też zna wiele komend. Może tam dwutaktu nie umie, ale żeby tak znowu bezczynnie - to nie siedzimy. I uwaga, chwalenie będzie :lol: Więc w naszym psim słowniczku mamy już: "czekaj", "uważaj", "zostań", "biegaj", "do mnie", "siad", "prawa", "równaj", "nie!" (zostawia to, co chciał zabrać - przydaje się przy próbach kradzieży zabawek, względnie przy zaglądaniu na stół), "spokój" (kiedy euforia go zaczyna rozsadzać i np. zaczyna szczekać z radości, albo skakać na nas, chociaż w zasadzie mistrzem "skakania po plecach" był Baster - Redi raczej pcha się na kolana - i to dosłownie i ... w całości :mrgreen: ).
Chciałabym jeszcze nauczyć go "waruj". Niestety nauka tej komendy zupełnie nam nie wyszła, bo nie mogłam go na podłodze uwalić (historie z powarkiwaniem i takie tam). Odpuściliśmy, ale na pewno do tematu wrócimy. Także cudów w wychowaniu i szkoleniu Rediego nie odnotowaliśmy. Komendy, które poznał i które od niego egzekwujemy mają na celu przede wszystkim ułatwienie nam wspólnego życia. I myślę, że na tym poziomie jesteśmy w pełni usatysfakcjonowani.

Nie wiem, skąd to się bierze, ale każdy, i to absolutnie każdy (możliwe też, że znajomych mam dziwnych po prostu) po krótkiej rozmowie i zachwytach, i już po zadaniu tego durnego pytania, czy się nie baliśmy wziąć takiego dużego psa, bo to dzieci w domu i jeszcze nie wiadomo, co za pies (i w ogóle w nocy nas zje zapewne :mrgreen: ) - od razu w kucki i z ręką do psa się pcha: "daj łapę". I kino... Bo ręka człowieka w tym charakterystycznym geście oznacza dla Rediego jednoznacznie, że coś mu się daje do jedzenia. Wynika to pewnie z tego, że bardzo namiętnie pilnowaliśmy go i powtarzaliśmy, że nie wolno ruszać jedzenia dzieciom z ręki. Redi w ogóle miał tendencję niby chyłkiem, ale jednak bez skrępowania po prostu się częstować naszym jedzeniem. Nic więc dziwnego, że jak jakaś paróweczka w Hanusiowej rączce zaczynała do niego zachęcająco mrugać oczkiem, to pokusa była silniejsza od niego. Zaznaczam, że piszę w czasie przeszłym, bo Redino mądrym psiurem jest i uczy się szybko. Teraz nawet jeśli mu daję smaczka, ale trzymam go w dwóch palcach i mówię: "Redi, masz" - skurkowaniec nie ruszy. Trzeba smakołyk położyć na wyciągniętej dłoni.
Efekt? Na komendę "daj łapę" pies natychmiast obwąchuje wyciągniętą rękę i zaczyna się obficie ślinić :mrgreen: Ot i taka sobie sztuczka. Też fajna :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
Po nieudanym podaniu łapy, jakby z niedowierzaniem i nie dając za wygraną, zaczynają się pytania, co pies umie (szczególnie właściciele innych czworonogów). No i wychodzi na to, że jedyne z tej "dłuuugiej" listy komend, co można faktycznie zaprezentować przed ludźmi, to właściwie "siad" :lol: Zabłysnąć z "siad" raczej się nie da, mimo, że Rediemu nie trzeba nic mówić - wystarczy gest ręką. I tak słyszymy (szczególnie od właścicieli innych czworonogów): "łeee..."

Tak naprawdę to Redi zaczyna "błyszczeć" dopiero na spacerze. Jest komenda "prawa" i pies idzie na krótkiej smyczy równo z nami, spokojnie, my zwalniamy - on zwalnia, my omijamy kałużę - on dalej idzie tym samym torem, co my - więc też ją omija. A cwaniaczek od "łeee..." szarpie się z swoim pupilem, latają po tym chodniku, kręcą się nam pod nogami, raz z lewej, raz z prawej, po 100 metrach zasapane obie sztuki - i pupil, i cwaniaczek. Między jedną, a drugą próbą psa wyrwania barku swemu panu, pada tylko pytanie: "Jak ty to robisz???". Nie mam szansy odpowiedzieć, bo pupil wypatrzył nadzwyczaj interesujący krzak. Dochodzimy do łąki. Cwaniaczek wykazuje się ogromnym sprytem i odpina pupilowi smycz w biegu. Redino na mój gest siada, chwalę go, mówię "czekaj". Odpinam smycz. Chowam smycz do kieszeni, odwracam się przodem do cwaniaczka, wiem że Redi śledzi mnie wzrokiem i dalej siedzi i czeka. Patrząc cwaniaczkowi prosto w oczy mówię: "biegaj" ... i Redi rzuca się w pogoń za motylkami.
Cwaniaczek jest pod wrażeniem i nie pamiętając już zapewne o swoim "łeee...", żartobliwie proponuje, żebyśmy się zamienili psami, chociaż na tydzień - dodaje. I tak sobie myślę wtedy o tej mojej bidzie, że niedawno jej jeszcze nikt nie chciał, a teraz by się zamieniali z przyjemnością. Ale nie myślcie, że cwaniaczkowi nic nie odpowiem - sobą bym nie była przecież - więc unoszę jedną brew i mówię: "No coś ty? Przecież on tylko siad umie (...)"

Dla potwierdzenia - zdjęcia
"PRAWA" (nawet nóżka w nóżkę jest :-D )
obrazek
Obrazek został zmniejszony.
"DO MNIE" (i pokusa na prawej)
obrazek
Obrazek został zmniejszony.
"SIAD"
obrazek
Obrazek został zmniejszony.
PRÓBA POZOWANIA DO ZDJĘCIA
obrazek
Obrazek został zmniejszony.
I PO PRÓBIE
obrazek
Obrazek został zmniejszony.


KARMIENIE - MOJA TRAUMA

KIEDYŚ...
W moim życiu zawsze towarzyszyło mi jakieś psisko. Pamiętam życie lat temu 19 i abstrakcja, jaką była karma w puszce dla psa. Pamiętam doskonale - dostępna w jednym jedynym sklepie zoologicznym w dwóch wariantach: z wołowiną i z dziczyzną. Śmierdziały i wyglądały tak samo, a mój Edi zapierał się wszystkimi czterema łapami, żeby tylko tego nie jeść. Może ja faktycznie jestem z prowincji, ale te 19 lat temu to psom się kupowało kaszankę albo salceson, bo najtańsze w mięsnym było. Resztki z obiadu też były bomba. Kto psu sam gotował żarełko, ten uchodził za nadzwyczaj troskliwego właściciela. I żaden wet nie podważał, że za tłusto, że warzywek za mało, że wieprzowinka nie wskazana :roll: Patrzcie, jak to świat się zmienia.

Pamiętam pierwsze reklamy chappi i pedegree. Pamiętam doskonale wyraz twarzy mojej babci, jak mówiła, że świat na psy schodzi, bo się w telewizji już nawet psie żarcie reklamuje :mrgreen: Co się dziwić, babcia została wychowana w przekonaniu, że psa się nie wpuszcza do domu, a je to, co ze stołu zostanie. Pamiętam suchą karmę i rozliczne dyskusje, najpierw czy to normalne, później czy to zdrowe psa czymś takim karmić. I jak krążyły historie potworne o przypadkach, że psu żołądek napęczniał po tym "świństwie" i trzeba było psa uśpić.

Pamiętam pierwszy salon piękności dla psów - dobrze, że babcia tego nie dożyła, biedaczka, bo to by było chyba ponad jej siły. Choć i tak nie przypominam sobie, żeby u weta można było kupić coś więcej oprócz obroży przeciwkleszczowej. A już na pewno gabinet nie wyglądał jak hurtownia. Świat się strasznie zmienił. Ale z drugiej strony to dobrze, że pies ze zwierzęcia gospodarskiego staje się przyjacielem i członkiem rodziny.

DZIŚ...
Moje psy zawsze dostawały gotowane jedzenie. I z ręką na sercu wam powiem - żaden nie narzekał. Kiedy postanowiliśmy mieć psa ponownie - było dla mnie zupełnie oczywiste, że będę psu gotować sama. Szczerze mówiąc, to przez te ostatnich 5 lat strasznie dużo się pozmieniało - przede wszystkim w kwestii co wolno, a co nie dawać do jedzenia. Już się bałam, że nie spamiętam, notatki nawet robić chciałam, ale okazało się, że mózg jakoś to jednak przyjął :-P

Basterowi gotowane pasowało bardzo - w przeciwieństwie do suchej karmy. Nie jadł zachłannie, nie jadł za dużo, nie żebrał przy stole. Było fajnie - przez pierwszy tydzień :-( Ostre biegunki zmusiły mnie do szukania przyczyny takiego stanu rzeczy przede wszystkim w pożywieniu. Zmieniałam, kombinowałam, próbowałam... Ponad miesiąc spędziłam w kuchni - albo stałam przy garach i gotowałam coś nowego, innego dla psa, albo siedziałam na podłodze i karmiłam go z ręki. Zdarzyło się nawet, że sama jadłam z jego miski, tylko po to, żeby go sprowokować do jedzenia. Dzienną porcję przeliczałam na kęsy, na plasterki szynki, na każde pół herbatnika, które zjadł. Doskonale wiecie, jak się ta historia skończyła :-( Dziś już wiem, dlaczego tak było, ale wtedy - uwierzcie mi - nie raz przez ten miesiąc siedziałam w kuchni i wyłam jak dziecko. Najczęściej wieczorem, po kilku godzinach usilnych i desperackich prób nakarmienia bidulka. Po części dlatego, że nikt nie wiedział, co mu jest, po części dlatego, że miałam straszne poczucie winy, że coś robię nie tak, że czymś mu zaszkodziłam, że czymś mu szkodzę nadal... :-(

Kiedy Ela przyjechała z Medą i Redim, bałam się strasznie, jak to będzie z tym jedzeniem. Ugotowałam klopsiki wołowe. One nawet mi smakują. Mama moja zawsze się cieszy, że powinnam dorobić jakiegoś sosiku i będzie obiad dla całej rodziny ;-) Słuchajcie, jak się te berneńczyki "rzuciły" na te miski, jak je wyczyściły do czysta, to mi stanęły łzy w oczach. Basterowi jak udało mi się wcisnąć 4 takie kulki, to był cud...

Jeśli ktoś miałby ochotę - polecam: w równych proporcjach mięso wołowe mielone i ugotowany ryż, do tego połowa porcji starkowanej na drobnej tarce marchewki (czasami daję ugotowane, rozgniecione brokuły - lepiej się "kleją", ale Redi akurat nie przepada). Jeżeli chodzi o mięso - dodaję mimo wszystko trochę wieprzowiny, bo sama wołowina jest zbyt chuda i "sypka" - zamiast klopsów wyjdzie mamałyga (ale równie smaczna :-D ). Przy dużej ilości dodaję 1 lub 2 żółtka. Sekret - długo wyrabiać (jak ciasto). A potem łyżką na wrzątek i gotowe ;-)

Redi jadł chętnie i w nieograniczonych ilościach. Wykazywał dziwną euforię na widok obierek, chleba, czasem jak widział nalewaną zupę. Ten jego apetyt działał na mnie jak balsam. Szybko doszedł do wniosku, że zawartość jego miski jest o wiele atrakcyjniejsza. Jestem pewna, że nawet te jego próby podkradania jedzenia były wynikiem tylko i wyłącznie wcześniejszego głodzenia. Bo Redi często był głodny. Kto zgadnie, ile Redi ważył, gdy do nas przyjechał? Podpowiem, że nie jest małym berneńczykiem, choć mniejszym na pewno od Bastera (i tak mam wrażenie, że urósł, bo ostatnio nie muszę się schylać, jak go łapię za obrożę). Uwaga!: 33kg !!! :shock: :shock: :shock: Dlatego wołamy na niego Puszek-Okruszek :lol: I oczywiście dogadzam mu, jak mogę, żeby doprowadzić go do "normalnego" berneńskiego stanu.

Oczywiście owe dogadzanie nie obyło się bez przygód :-/ :-( . Po kilku dniach pobytu dostał strasznego rozwolnienia. Załamało mnie to... Oczywiście pewnie od jedzonka, bo po klopsikach ugotowałam kurczaka z ryżem i warzywami. Zastanawiałam się, czy jechać do mojej miejscowej wetki - czy od razu na Szczecin (nie chciałam za bardzo poddać się panice)? Marcin skwitował krótko: "Słuchaj. Jak ci ta tutaj powie, że to coś poważnego, to nie pozwolisz psa dotknąć, tylko spakujesz go w samochód i pojedziesz do Szczecina, tak.? Jak powie, że to nic poważnego - i tak jej nie uwierzysz i spakujesz go w samochód i pojedziesz do Szczecina. Wiesz co? Ty jedź z nim do Szczecina" ... No i pojechaliśmy. Oczywiście przywitali nas serdecznie, pogratulowali Rediego. Od razu pobrali krew do badania. Wyszło coś bardzo nie tak z perystaltyką jelit, co oznacza, że albo są robale (wykluczone - bo 2 tygodnie wcześniej pożądnie odrobaczony), albo coś z jedzeniem - najprawdopodobniej alergia. Odstawiliśmy kurczaka i jak ręką odjął :-D

Ale to nie koniec mojej głupoty :oops: Minął tydzień. Wszystko wróciło do normy. Człowiek jakiś podekscytowany tym psem i w ogóle, i tak by chciał rozpieścić go troszkę i kupiłam kość ... Wielkiego gnata ze szpikiem. Daliśmy mu wieczorem. Takiej radości to ja nigdy nie widziałam: z tym gnatem w zębach podbiegał jak wariat to do mnie, to do Marcina. Ogon się mało nie urwał od merdolenia. Jakby nigdy wcześniej nie dostał kości. W końcu po kilku minutach szaleństwa uwalił się na swoim legowisku i ruszył do akcji. Po 10 minutach akcja "kość" była już zakończona :shock: Na drugi dzień rano rozwolnienie, popołudniu zaczęły się wymioty. Może nie zaszkodziła mu sama kość w sobie, ale fakt, że ją połknął niemal w całości :-( :oops: Kiedy zwymiotował drugi raz i zobaczyłam kawałek kości wielkości 5-6 cm - biegiem do Szczecina do weta.

Stracha żeśmy się najedli. Nie potrafiłam przestać płakać i pluć sobie w twarz, że taka durna byłam. Kazali nam się modlić, żeby mu te kości nie przebiły żołądka. Dostał leki wstrzymujące biegunkę i mnóstwo osłonowych, kazali nic nie dawać do jedzenia, tylko napaść go siemieniem lnianym, żeby jak najbardziej złagodzić przechodzenie tych kości przez układ pokarmowy. Najważniejsze i pocieszające było to, że po zwymiotowaniu tego wielkiego kawałka - wymioty ustąpiły całkowicie. Następnego dnia znowu wizyta. Redi niestety został ubrany w kaganiec, bo rzucał się na nas wszystkich strasznie. Ale to był ogromny ból dla niego :-( Po trzeciej lewatywie nie było już śladu po kościach. Badania krwi w porządku. Wieczorem na prześwietlenie z kontrastem - obowiązkowo jonowym - bo nie wiadomo co z żołądkiem. Już się bałam, że nie damy rady - bo Redi nie dał się ułożyć do zdjęcia i przytrzymać. Samo podawanie kontrastu było koszmarem. Jakoś jednak w trzy osoby udało nam się go okiełznać. Przygoda skończyła się szczęśliwie :-D Oprócz trzech dni głodówki i bolącego tyłka po akcji "kość" nie było śladu. Oczywiście kości nigdy więcej nie dostanie, niech zapomni. Wet mnie pocieszył, że to niekoniecznie moja wina, bo kość była dla psa odpowiednia, po prostu on jest pazerny. Puenta: "Kość - zabawka dla rozsądnych psów"

BERNEŃCZYK - MÓJ PIES PASTERSKI

Baster był psem zakochanym bezgranicznie w człowieku. Gdzie by się człowiek nie obrócił - tam 50kg plączące się pod nogami, gdzie by nie spojrzał - tam berneńczyk wpatrzony w oczy ;-) Tak ciepło się w domu zrobiło, kiedy do nas przyjechał... Był tak słodki, że wręcz "ciapciowaty" - takie nasze ciasteczko z kremem. A później nastała era Rediego. Ten pies ma taki błysk w oku, który sprawia, że długo nie potrafiłam mu bezgranicznie zaufać. Taki trochę chochlik, trochę zawadiaka, który wie czego chce ;-)

Pamiętam doskonale, kiedy nas zaskoczył pierwszy raz. Mieliśmy gości na weekend - z małym dzieckiem. Gdy wszystkie dzieci już pozasypiały na górze, my zrobiliśmy sobie "nasiadówkę" w kuchni. Było już naprawdę późno, żeby nie powiedzieć naprawdę wcześnie. Pies martwym bykiem spał w przedpokoju, my dyskutowaliśmy w najlepsze. Nagle jak się Redi nie zerwie, jak nie rzuci pędem w stronę salonu - my we dwie zerwałyśmy się równie gwałtownie za nim - bardziej w obawie, że zacznie szczekać i pobudzi dzieci. Za nami nasze chłopy (dłuższy czas reakcji ;-) :-P ). To były ułamki sekund. Wypadamy z duszą na ramieniu zza winkla, a pies stoi jak skała przy schodach i patrzy do góry. Zgłupieliśmy wszyscy. Wołamy go - nie reaguje. Odruchowo podchodzimy do niego. Już nieco spokojniej - bo na szczęście nie szczeka. Dopiero, gdy jesteśmy przy schodach, słyszymy przeraźliwy płacz dziecka z pokoju na górze...

Kolejne zaskoczenie - rano Marcin razem z Hanią poszli z Redim na łąkę. Hania zbierała kwiatki pod okiem Marcina, Redi biegał za motylkami, jak to miał w zwyczaju. Nagle pojawił się jakiś pies, widać było, że całkiem młody. Redi zainteresował się nim od razu, bo towarzyski bardzo jest. Obwąchali się, symboliczna sztama pod krzaczkiem, ale piesek traci zainteresowanie Redim i biegnie w stronę Marcina i Hani. Redi też biegnie. Dopiero po chwili widać, w jakim celu. Stanął na linii pomiędzy obcym psem a Hanią. Nie atakował, nie był agresywny, ale tak skutecznie krążył pomiędzy nimi, że nie pozwolił psu zbliżyć się do małej...

Kolejne zaskoczenie - popołudniu wpadła ciocia. Weszła sama, bo u nas drzwi zawsze otwarte i tak jakoś wszyscy sami wchodzą. Psa wcześniej nie widziała, ale wiedziała, że jest. Pies się zerwał i pobiegł do drzwi wejściowych, jak wchodziła. Ciocia zachwycona, pogłaskała psa, ale kiedy już spróbowała zrobić krok do przodu i wejść do mieszkania - Redi nie przesunął się nawet o centymetr (a stał w samym przejściu). Przy kolejnej próbie - zaczął warczeć. Patrzył przy tym jej prosto w oczy. Dopiero zawołany przeze mnie - grzecznie i bez oporów podszedł do mnie, ale usiadł przede mną. Więcej na nią nie warczał, ale wzroku też z niej nie spuścił...

Teraz wiem, że Redi jest najwspanialszym psem na świecie (niech mi to ktoś spróbuje podważyć!!! :lol: ) To prawdziwy skarb. Żadne słowa nie oddadzą tego, co czuje się w takich chwilach. W chwilach, kiedy człowiek sobie uświadamia, że ten wielki pieszczoch, słodziak milusiński w sytuacji zagrożenia gotowy jest zasłonić swojego człowieka własnym ciałem, że ciepłe, migdałowe spojrzenie potrafi być groźne i zdecydowane, że o każdej porze dnia i nocy można być pewnym, że on czuwa. To jest pierwszy pies w moim życiu, który oprócz bycia towarzyszem i przyjacielem, daje mi poczucie bezpieczeństwa...

Jeszcze wam tylko powiem, że ucieczki nie mają już najmniejszego sensu. Redi pilnuje mnie tak skutecznie, że gdy tylko próbuję uciec - NATYCHMIAST rzuca się w moim kierunku i biegając dookoła mnie, strasznie mnie obszczekuje, nie dając zrobić ani jednego kroku więcej. Taki sobie pies pasterski :-D

________________________________________________________________________________


No cóż, obiecałam sobie, że was tym razem zadręczę ilością i mam nadzieję, że mi się udało. Obiecuję, że dopiszę coś w wolnej chwili. A najbliższa "wolna chwila" w moim kalendarzu to chyba niestety dopiero 2 lipca i wyjazd do Romy. Roma, szykuj się! :mrgreen:
Bardzo, bardzo, bardzo wam dziękuję za wszystkie miłe słowa. Mam nadzieję, że moje eseiki was tym razem nie rozczarowały za bardzo. I obiecuję wam, że jeśli kiedykolwiek napiszę książkę, to w pierwszej kolejności będzie to zbiór eseików pt. "Z berneńczykiem pod pachę" :lol: :lol: :lol:

Na zakończenie rozpieszczę was jeszcze zdjęciami :mrgreen: Psio-ludzkie znajomości kwitną. Na zdjęciach oprócz nas - Ewa (Zadra) i jej familia. Było miło i mam nadzieję, że to szybko powtórzymy. Z resztą, co ja wam będę opowiadać - popatrzcie sami.


BERNEŃSKIE ROZMOWY OGRODOWE
obrazek
Obrazek został zmniejszony.
obrazek
Obrazek został zmniejszony.
obrazek
Obrazek został zmniejszony.
obrazek
Obrazek został zmniejszony.
obrazek
Obrazek został zmniejszony.
BERNEŃSKIE ZABAWY I HARCE
obrazek
Obrazek został zmniejszony.
obrazek
Obrazek został zmniejszony.
obrazek
Obrazek został zmniejszony.
obrazek
Obrazek został zmniejszony.
obrazek
Obrazek został zmniejszony.
PRZEKUPYWANIE BERNEŃCZYKA
obrazek
Obrazek został zmniejszony.
MIZIANIE BERNEŃCZYKA
obrazek
Obrazek został zmniejszony.
BERNEŃSKI ZAJĄC MIZIANY
obrazek
Obrazek został zmniejszony.
BŁOGOSTAN BERNEŃSKI
obrazek
Obrazek został zmniejszony.
BERNEŃSKIE AMORY
obrazek
Obrazek został zmniejszony.
obrazek
Obrazek został zmniejszony.
obrazek
Obrazek został zmniejszony.

NA ZAKOŃCZENIE - JA I REDI, CZYLI BERNOZA W NAJLEPSZYM WYDANIU...
obrazek
Obrazek został zmniejszony.
Avatar użytkownika
aga.galin
 
Posty: 485
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2010-02-07, 00:15
Lokalizacja: Goleniów k.Szczecina
psy: REDI, PETRA, BASTER [*] i ...

Re: To ja Redi, nareszcie jestem kochany! :)))

Postprzez Roxanka » 2010-06-18, 10:26

No i teraz mogę sobie zaśpiewać ... od rana mam dobry humor... :-D
To oczywiście po takiej fajnej lekturze. Czekam na ciąg dalszy opowieści. :-)

I jako pierwsza zapisuję się na tę obiecaną książkę "Z berneńczykiem pod pachę" :-D
Avatar użytkownika
Roxanka
 
Posty: 2938
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2006-10-01, 23:25
Lokalizacja: Warszawa
psy: TUNDRA Maltabar [']

Re: To ja Redi, nareszcie jestem kochany! :)))

Postprzez Julian » 2010-06-18, 10:50

Nie zanudziłam się! Proponuje jednak pisanie ksiązki!!!
Redi szczęśliwy i Pani zakochana,jak miło czytać taaaaaaakie opowieści.
Avatar użytkownika
Julian
 
Posty: 1579
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2009-04-15, 15:49
Lokalizacja: Kraków
psy: Julian (*) ,Dumka (*) Berta ,Kronos

Re: To ja Redi, nareszcie jestem kochany! :)))

Postprzez kerovynn » 2010-06-18, 11:05

To ja jestem druga chętna na książkę. Aga - pisz ją jak najszybciej :-D :-D :-D
Mnie ze wzruszenia łzy pokapały - Redi taki szczęśliwy, ludziki szczęśliwe :-D :-D :-D ehhhh, czasem jednak bywa dobrze na świecie :-D :-D :-D :-D
Avatar użytkownika
kerovynn
 
Posty: 5300
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2009-03-06, 13:09
Lokalizacja: Poznań
psy: DSPP Ester Czandoria Ogar Pl Nokturn Olfactus

Re: To ja Redi, nareszcie jestem kochany! :)))

Postprzez Barbapapa » 2010-06-18, 11:11

jestem druga w kolejce. Kiedyś Pokerową Grażynkę prosiłyśmy o książkę i jakoś nie wyszło.... Może teraz się uda? Czekamy i niestety nas nie zanudziłaś, wręcz przeciwnie, czekamy na cd-y
Avatar użytkownika
Barbapapa
 
Posty: 3786
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2006-09-25, 11:32
Lokalizacja: Warszawa
psy: Wobler(DSPP,Dublin(7/11/14);Znak Zodiaku(*14/8/10)
Hodowla: Barbapapa-psy

Re: To ja Redi, nareszcie jestem kochany! :)))

Postprzez Bunia » 2010-06-18, 13:29

Pisz Agnieszka książkę , ja jestem następna w kolejce.
Wiem od Eli że Redi bardzo ciekawie rusza ogonem - czekamy na obiecany filmik.
Aż miło na Was patrzeć - i jak to niewiele trzeba żeby być szczęśliwym.
Moje psy kości i kurczaków też nie jedzą i mają się całkiem dobrze.
Pozdrawiam i czekam na cd. .
Avatar użytkownika
Bunia
 
Posty: 248
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2009-11-01, 19:38
Lokalizacja: Pszczyna
psy: Wiki , Benuś(*) , Megi(*) , Bunia(*)

Re: To ja Redi, nareszcie jestem kochany! :)))

Postprzez asia78 » 2010-06-18, 13:39

Przeczytałam od dechy do dechy i następnym razem też przeczytam :mrgreen:
Avatar użytkownika
asia78
 
Posty: 1746
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2007-10-25, 00:37
Lokalizacja: Warszawa
psy: Appenzellerka Amanda

Re: To ja Redi, nareszcie jestem kochany! :)))

Postprzez Danka2208 » 2010-06-18, 15:31

Aga pamiętaj ze to był mój pomysł z książką więc pierwszą ja zamawiam.
Twoje opowiadania są cudowne, zawsze jak się loguję na forum to najpierw sprawdzam czy coś nowego z życia Rediego jest
Pozdrawiam
Avatar użytkownika
Danka2208
 
Posty: 912
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2010-05-02, 23:38
Lokalizacja: okolice Raciborza
psy: Frodo
Hodowla: Pamajo Canis Familiris

Re: To ja Redi, nareszcie jestem kochany! :)))

Postprzez PaniBisiowa » 2010-06-18, 17:04

Ja chętnie wspomogę zakupem berneńską literaturę :-P Do kolekcji jak znalazł :-P
Redi wypiękniał.
Avatar użytkownika
PaniBisiowa
 
Posty: 2547
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2008-12-13, 13:48
psy: Biszkopt (ORLANDO Stoplandia)

Re: To ja Redi, nareszcie jestem kochany! :)))

Postprzez Danka2208 » 2010-06-18, 17:48

Rayla ty nie kombinuj tylko pisz drugi tom o Biszkopcie twoje teksty tez są super
Avatar użytkownika
Danka2208
 
Posty: 912
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2010-05-02, 23:38
Lokalizacja: okolice Raciborza
psy: Frodo
Hodowla: Pamajo Canis Familiris

Re: To ja Redi, nareszcie jestem kochany! :)))

Postprzez Milla » 2010-06-18, 20:04

oj ten ogon był niesamowity :lol:
oczywiście, ja też się pisze na książke :-D
choć po takich tekstach jeszcze bardziej odczuwam braki wszelakiego psiaka (już nie mowiąc o bernie, ale to już nie długo) 8-)
Avatar użytkownika
Milla
Moderator
 
Posty: 1383
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2009-10-24, 12:21
Lokalizacja: Podkowa Leśna
psy: Maja[*], Bonita oraz klan A&B&D

Re: To ja Redi, nareszcie jestem kochany! :)))

Postprzez annasm » 2010-06-18, 21:56

Z przyjemnością bym przeczytała!
Avatar użytkownika
annasm
Administrator
 
Posty: 4735
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2007-11-17, 17:31
Lokalizacja: Warszawa
psy: CHUCK Tanais(*), WINNIE(*) I COOPERS CHOICE

Re: To ja Redi, nareszcie jestem kochany! :)))

Postprzez Cefreud » 2010-06-20, 16:40

to może choć felietoniki?
Avatar użytkownika
Cefreud
 
Posty: 10797
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2006-09-24, 21:36
psy: CeFreud (*),Wall-e i Kubuś-sz koty,Pimki(*)

Re: To ja Redi, nareszcie jestem kochany! :)))

Postprzez Wydra » 2010-06-20, 22:41

Aga!już nie mogę się doczekać aby poznać tego inteligencika.Proponuję zacząć pisać "Pamiętnik Pana Rediego" :-D
Wydra
 
Ostrzeżeń: 0

Re: To ja Redi, nareszcie jestem kochany! :)))

Postprzez zadra » 2010-06-22, 08:56

Potwierdzam słowa Agi o Redim. Poznałam go, na początku z pewną dozą nieśmiałości smyrałam po główce, a potem już nie mogłam rąk od niego oderwać:-) Teraz czekam na Dextera z nadzieją na szwajcarskie spacery w Goleniowie (i okolicach) :mrgreen:
Avatar użytkownika
zadra
 
Posty: 834
Ostrzeżeń: 0
Dołączył(a): 2010-03-16, 16:51
Lokalizacja: Goleniów
psy: Dexter Czandoria 21.05.2010

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Już w nowych domach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 3 gości