
---------
A oto nasze "podstawowe wyposażenie":
Megi, Abra, Sonia

Abra /Ch.PL. ABRA KADABRA ze Starej Chaty/
ma 6,5 roku (13 sierpień 2000). Jest moim ideałem, cudem świata, moją miłością życia. Nigdy mnie nie zawiodła, nigdy nie musiałam się za nią wstydzić, zawsze byłam dumna, że to mój pies. W każdej chwili naszego wspólnego życia (pełnego szaleństw młodości i różnych, fajnych i niefajnych przygód...książkę możnaby napisać, ale w cześć rzeczy i tak by nikt nie uwierzył, niech pozostaną niech w mrokach pamięci mojej i psicy). Abra kocha wszystkie małe zwierzątka i dzieci, jest zawsze pogodna i serdeczna. Pieszczoch pierwszej klasy Wszystko co robi, jest urocze. Nawet żebranie i złodziejstwo w jej wykonaniu ma zabójczy, niepodważalny urok. Nie zachowuje się jak typowy pies. Z nią jest "coś nie tak", ma naprawdę zbyt wiele cech ludzkich, by ze spokojnym sumieniem myśleć o niej po prostu "pies". Zwykle mówimy "nasze psy i Abra". A do tego jest wieeeelka i miśkowata..
Oto Abra:


Więcej zdjęć TUTAJ
-------------
Megi /BLACK MAGIC Duch Wrzosowisk FCI/
Ma 3,5 roku. Urodziła się 3 lata i 1 dzień po Abrze - 14.08.2003. Imię także ma "magiczne". I to koniec podobieństw. Jest bardzo delikatnym i wrażliwym stworzonkiem. Nie lubi kłótni (także między psami), blokuje się przy zezłoszczonych ludziach. Dzięki niej w naszym domu panuje większy spokój, na zasadzie "nie kłóćcie się przy Meguni", "nie krzycz bo Megi się boi" (choć ona nie boi się krzyku, lecz agresywnego nastroju). Kocha wodę, bardzo zabawowa i rozrywkowa, a do tego mila i słodziutka jak cukiereczek, a do tego wszędzie się wciśnie i nie ma problemu z podróżowaniem w najciaśniejszych nawet środkach lokomocji.. To nasz "burek" podwórkowy



więcej zdjęć TUTAJ
--------------
Sonia
zupełnie "nieplanowane" stworzonko Przywiozłam ją z łódzkiego schroniska na "tymczas". Była w stanie agonalnym. Po krótkium czasie okazało się, że choruje na nosówkę, ma kamienie w pęcherzu, zapalenie kaletek i mnóstwo ran, wygryzione łapki... Początkowa wersja była - wyleczyć i oddać. Nie chcieliśmy trzeciego psa a tymbardziej dobermana! Psa mordercę, a do tego głupiego? W życiu! Nawet imię nadałam jej tymczasowo, żeby tylko jakoś wołać. A wiecie co ona zrobiła po przyjeździe do nas? Wpakowała się pod kołdrę i zasnęła... Od razu. Biedne umęczone stworzonko... Spała prawie 2 dni. A potem dzień po dniu wprowadzała w nasze życie tyle radości, tyle wesołych niespodzianek, wykazując się niemal ludzkim poczuciem humoru. Imponująca jest przy tym jej inteligencja i szybkośc uczenia się. Kiedy więc Sonia została wyleczona, przeszła operację usunięcia kamieni oraz sterylizację, "Nadzieja Dobermana" miała wysłać ją do Niemiec. O nie... Nasz pies nie pojedzie nigdzie. To wątek Soni oraz jej zdjęcia ze schroniska i walka z chorobą - akcja ratunkowa i leczenie "na bieżąco":
http://www.dogomania.pl/forum/showthread.php?t=30687
A to Sonia teraz:


więcej fotek TUTAJ i TUTAJ
-----------------
Psotka
ma jakieś 9 lat. Dostałam ją od wujka, który hodował koty rosyjskie. Były one chyba jednymi z pierwszych w PL (pocz. lat 90) wujek przywiózł je ze wschodu gdzie jeździł w interesach. Mama niebardzo chciała się zgodzić, bo taki szary brzydki kot... No i po co nam wogóle kot? A wujek się nie pytał i przywiózł ją do nas z Warszawy NA MOTORZE! Wyszło na to, że mama jest oczywiście główną fanką Psotki, specjalnie jej biega do sklepu po serduszka, tuńczyka i inne takie. Psocia jest strasznie kochanym cichutkim kotkiem. Jakby jej nie było... Ale kiedy zaginęła - a właściwie ukradziono ją - bo ona nie odchodzi sprzed domu, nasz dom umarł. Dosłownie. Nikt nie miał nikomu nic do powiedzenia, nic nie miało sensu... Ruszyliśmy niebo i ziemię (z policją włącznie ) i pewnego dnia Psotka, jak gdyby nigdy nic, otworzyła sobie drzwi i weszła do mieszkania. Palanty wystraszyły się, że nie sprzedadzą jej bo każdy od razu ją rozpozna. Pupilka mamy



---------------------
Krecik
wstyd się przyznać, ale to syn Psotki z nieprawego łoża Dziadek nam umarł i wtedy jakoś nikt nie myślał, żeby przypilnować kota czy dać tabletkę (zresztą po Psotce nie widać rui prawie wogóle) no i urodziły się 3 kociaczki. 2 dziewczynki poszły do koleżanek, a Krecik urodziłsię j edyny taki kolor (może z tego powodu Psotka odepchnęła go i zakopała w posłanku, na szczęście dość szybko go odnaleźliśmy) i został u nas bo jest niesamowity Przesz większość życia wydawało mu się, że jest psem, małym bernusiem. Wychowywał się z Megi, do tej pory "doi" Abrę pompując łapkami. Wogóle to on chyba nadal myśli, że jest maleńkim kociakiem (tzn szczeniakiem). Żyje sobie w swoim świecie, od urodzenia nie spotkało go nic gorszego niż nie wygrzane łóżko i kastracja. On nawet nie wie, że człowiek albo pies może być zły i robić krzywdę kotkom. Taki głupolek naiwny kochany...


----------------------------
Bahor i Giertyh
świnki mojej siostry. Ojciec i syn (Bahor to ojciec...) Nie pytajcie dlaczego tak mają na imię, nie chcecie znać tej historii

Mam tylko nadzieję, że nie przyjadą nocą i kolbami w drzwi nie załomocą za takie rewelacje...
Świniory są przekochane, jak wszystkie prosiaczki zresztą


No to tyle w kwestii przedstawienia
