No więc krok po kroku u mnie wyglądało to tak.
Przynoszenia różnych przedmiotów mój pies nauczył się jak byłam chora.
Musiałam leżeć i nie wolno mi było chodzić.
Mój pies znał wtedy istotę komendy "przynieś" ale w odniesieniu do kilku często używanych przedmiotów, np. smycz, piłeczka itp.
Leżąc w łóżku mówiłam przynieś i ręką wskazywałam kierunek.
Pies odchodził we wskazanym kierunku i chwytał w pyszczek pierwszy napotkany przedmiot. Dla ułatwienia zaczynałam od wskazywania rzeczy leżących najbliżej.
Kiedy pies chwytał w zęby wskazany przedmiot (np. kapeć) bardzo pieszczotliwym głosem mówiłam: "tak, dobry piesek, bardzo dobrze ... przynieś kapciuszka"
Kiedy przyniósł go do mnie chwaliłam go i głaskałam.
Po chwili ślizgiem po podłodze odrzucałam "kapciuszka" na 1,5-2 m
i powtarzałam komendę: "przynieś kapciuszka"
Po wykonaniu znowu pochwała.
Kiedy chwytał niewłaściwy przedmiot moje krótkie "fe" wystarczyło że zostawiał go i szukał dalej. I tak metodą prób i błędów w końcu trafiał na przedmiot o który mi chodziło. Wtedy pochwała i pieszczoty.
Potem drugi etap. Przyniesionego kapciuszka trzymałam w ręku, a psu wydawałam polecenie: "przynieś DRUGIEGO kapciuszka" i wskazywałam ręką kierunek gdzie leżał drugi kapeć.
To wystarczyło że pies zapamiętywał nazwę przedmiotu.
W ten sam sposób nauczyłam go przynosić: telefon, pilota, parasolkę, zegarek, zapalniczkę, chusteczkę, łyżeczkę, swoją miskę, buty, szalik, długopis, i całe mnóstwo innych przedmiotów.
Potrafił przynieść puszkę ze swoją karmą (i nie pomylił jej z "groszkiem konserwowym" nawet jak z obydwu zerwałam etykiety)
Nauka szła wyjątkowo gładko, bo pies bardzo chętnie wykonywał polecenia.
I nigdy nie traktował tego jako przymus, zawsze jako przyjemność.
Dlatego w ciągu kilku minut potrafiłam go pokierować aby mi przyniósł każdy przedmiot w zasięgu wzroku, nawet jeśli wcześniej nie znał jego nazwy.
Pies był poza tym nauczony przyjmować jedzenie od kogokolwiek poza mną WYŁĄCZNIE na komendę "poczęstuj się" i tylko podawane lewą ręką.
I nie było mowy aby coś wziął jak ja nie widzę.
Nigdy sam nie wszedł na jezdnię. Nawet na osiedlu. Zawsze zatrzymał się na krawężniku i czekał na mnie.
Można było nim "kierować zdalnie" komendami "naprzód" "góra" "lewo" "prawo".
Ale najlepsze pomysły podsuwa życie. Kiedyś moja koleżanka dostała szczeniaczka i poszłyśmy razem na spacerek. Ale maluch szybko się zmęczył i "zaczął zostawać z tyłu".
Kiedy odległość się zwiększała podrywał się do biegu. Ale w końcu był już zbyt zmęczony.
Usiadł i zaczął "płakać". Odwóciłam się w jego kierunku i do swojego psa powiedziałam: "przynieś malucha". I wiecie co? Bez ponownego tłumaczenia wiedział o co chodzi. Błyskawicznie pobiegł do małego, chwycił go za skórę na karku dokładnie tak jak suka nosi swoje szczenię i przyniósł go mi do nogi.
Sama byłam w szoku, bo on nigdy wcześniej nie miał do czynienia ze szczeniakami.
U suki to jest wrodzone, ale u psa ?
No Karolina
masz duży wybór.
Zaczynaj i nie zwlekaj.
Na naukę nigdy nie jest za późno.