Wątek poprzedni:
Jest nas czworo na świecie dwie Panny i dwóch chłopaków pierwsze dwa w przeciągu 1,45 godz. Pierwszy 20.00, drugi 21,45, a później nic, kilka skurczy i koniec, po 3 godz. przyjechała weterynarz, mała oksy, glukoza i .. nic. dwie godziny niezłej jazdy, (moja wet jest niezła - normalnie sztuczki magiczne - jak dla mnie, polecam:
http://www.przychodnia-weterynaryjna.eu/lekarze.html), po dwóch kolejnych godzinach godzinach od przyjazdu, o 2,45 wyjęła szczeniaczka, uff, zaklinował się łapkami i Frida nie miała szans wyprzeć sama, normalnie akcja ratunkowa była. po kolejnej półtora godzinnej przerwie (o 4,10) urodził się kolejny. Ale frida była tak wyczerpana ( druga noc i dzień bez spania i jedzenia i poród), że parcie czwartego to już była męka, ta trzecia ją tak wymęczyła. Teraz ma przerwę i śpi, Pani weterynarz pojechała odpocząć i dzieci do szkoły naszykować, Frida śpi z kurduplami

). A reszta czeka

, podobno jeszcze 3 lub 4 zostały, ale to jak frida nabierze siły, ma jakieś 3-4 godziny przerwy na regeneracje i jedziemy dalej, no nieźle jest

, a ja jade na takim ciśnieniu, że spać mi się nie chce (swoją drogą ciekawe co będzie jak puści

). Teraz wagi: 1 suczka - 575, 2 piesek - 555, 3 suczka - 550, 4 piesek 590. I do kolejnej relacji

. cdn..
CDN.
O 10.00 przyjeżdża weterynarz, i męka bo Frida 5 - a nie chce mi się. Przerwa, dwie godziny porodu i jest w końcu, mysłałem że nam ręce od masowania zemdleją, że o kolanach nie powiem

. No dobra, to jedziemy ,teoretycznie, z ostatnim, a Frida: "jasne już se popre", no to oxy, a ona " i co z tego" no dobra walczymy, aż oxy przestało działać, a prawie wyszedł i pękła nam błona, a on myk z powrotem, a więcej oxy niet. No to w samochód i do kliniki, tam dopalacz i jest szósty. Po takim porodzie, było coś koło (chyba) 14.00, po półtorej nocki i dwóch dniach bez snu, jak zobaczyłem, że frida już taka wymęczona i ma koniec, to mnie puściło, oczy zwilgotniały, coś dusi, a ja zdziwiony że to w ogóle możliwe, a jednak

.No, a Pani doktor mówi: jak już jesteśmy to sprawdzimy na USG, a tam co, OOO jeszcze jeden ( i cały nastrój nostalgii i rozrzewnienia w pineche się zdał

), ale gdzie .. pod żebrami i ma w nosie jakiekolwiek parcie, nie za długo to trwało i decyzja, że idziemy na stół, na stole jak na cesarce myk, myk i sparawdzamy macice, Pani doktor sobie żartuje: "taki niespodziewany ten siódmy, a ja jeszcze nie sprawdzałam z drugiej strony haha" wyjmuje macice i mówi już na poważnie, ale ile tu płynu, ale tylko dotkneła i mówi, że żart żartem ale jest kolejny. No to myśle ciekawe gdzie jeszcze sobie pochowała, ale To już wszystkie, I tak skończyliśmy coś tam koło którejś tam. Ot normalny spokojny poród.
Kilka zdjęc, późnie wrzucę ładniejsze
Obrazek został zmniejszony.
Obrazek został zmniejszony.
Obrazek został zmniejszony.
Obrazek został zmniejszony.