Ludzi dopisało sporo, liczba był zmnienna. Trzeba było pilnować milusińskich i szczeniaków. Niektórych sen zmożył wcześnie. Główną atrakcją wieczoru było spektakularne pieczenie podhalańskich kurczaków przez Maestro rożna, czyli Jarka.

Obrazek został zmniejszony.
Co chwila czujnym okiem doglądał, polewał sosem nie bacząc na potworny gorąc bijący od ognia i gryzący dym.

Obrazek został zmniejszony.
W przygotowaniach brali udział praktycznie wszyscy, a każdy spontanicznie dobierał sobie zadania, czasem się zmieniajac.

Obrazek został zmniejszony.

Obrazek został zmniejszony.

Obrazek został zmniejszony.

Obrazek został zmniejszony.
Dziewczyny troszkę spacerowały mając baczenie na dzieci i psiaki.

Obrazek został zmniejszony.

Obrazek został zmniejszony.
Psy co chwila szukały ochłody w wodzie, gdzie królwała oczywiście Asti, która może siedzieć w wodzie godzinami.

Obrazek został zmniejszony.

Obrazek został zmniejszony.
Bywały momenty gdy Maestro pozwalał innym zająć swoje miejsce przy rożnie. Sam miałem taki moment, ale nie mam fotki.

Obrazek został zmniejszony.
Nie trwałoto jednak długo, wiadomo Pańskie oko konia tuczy i lepiej samemu mieć kontrolę nad taką ważną
czynnością.
Wreszcie o zmroku wszystko się upiekło i przeniśliśmy się na kamping, do altanki gdzie nastąpiła konsumpcja i pogadanki.

Obrazek został zmniejszony.

Obrazek został zmniejszony.

Obrazek został zmniejszony.

Obrazek został zmniejszony.

Obrazek został zmniejszony.
A o tym co było później to nawet najstarsi górale nie wiedzą.

