Dzisiaj rano Duży zdecydował że pogoda jest wymarzona na żeglowanie a według prognoz to ostatni tak ciepły dzień i zabrał nas na łódkę. Na wstępie musiałem Mu pomagać przy kotwicy. Zwróćcie proszę uwagę na szuwary przed dziobem. Jest to plątanina roślinności wodnej która ugina się pod nogami.

Jak niechcący poplątałem linę kotwiczną to mnie ofuknął. Trochę się obraziłem i poszedłem do kabiny a On sam się szamotał z tą kotwicą. Gdy jacht został wyciągnięty na kotwicy to wiatr zniósł nas rufą w te szuwary. Ponieważ jeszcze byłem nadąsany to po prostu wysiadłem w te szuwary. Przyznam się że myślałem że to suchy ląd a tu pod łapami chlupotała mi woda. Trochę byłem zaskoczony że tam jest tak mokro ale jak już wysiadłem to nie było odwrotu. W poprzednim domu byłem nauczony że na komendę „chodź tu” lub „stój” po prostu waruję i czekam aż przewodnik podejdzie do mnie. Tak też stało się i teraz. Jak Duży zawołał „chodź tu” to posłusznie przywarowałem i czekałem na niego.

Nie było rady. Duży musiał się rozebrać i przyjść po mnie. Żałuję tylko że Pani była tak przerażona sytuacją że nie zrobiła Dużemu zdjęcia w szuwarach. Fajnie wyglądał w roli czapli.
A tak wyglądałem gdy Duży wyciągnął mnie z szuwarów.

Jak dopłynęliśmy do Zalewu to stanęliśmy na postój, Duży zakładał żagle, Pani szykowała kawę a ja musiałem wszystkiego pilnować.


Potem moi pili kawę do której kupili sobie po drodze po pysznej sznece z glancem ze srem. Kupili po jednej drożdżówce na osobę o mnie oczywiście zapominając. Nie dałem się oszukać i wyłasuchowałem od każdego po pół ciacha. Duży uznał że następnym razem kupi dla mnie też drożdżówkę bo wyszło że ja zjadłem całą a oni po pół.

Podczas żeglowania siedziałem w kabinie bo mocno wiało i tam czułem się bezpieczniej. Na obiad stanęliśmy na plaży niedaleko przystani „Pilawa”.
Oczywiście postój musiałem zaakceptować z kabiny.

Moi zjedli obiad a dla mnie Pani przygotowała kanapki. Były pyszne.

Po obiedzie wyruszyliśmy w drogę powrotną bo Duży uważał że noce są zbyt chłodne by spać na wodzie. Mnie z moim futrem zimno nie groźne ale Oni są zmarźlaki. Ja znowu wszedłem do kabiny i tak wróciłem do przystani.
Ares Bero the First. P.S.
Z łapą wszystko OK. Wyszło że nie wiadomo kto był większym histerykiem ja bo zaskowyczałem czy Duży bo wpadł w panikę.