Byłam jednak w czwartek wieczorem z Sonią u weta. łapa została dokładnie przemacana, a szczególnie kolanko :) okazało się, ze coś w nim jednak jest nie tak jak trzeba, jakiś lekki luz, ale rzepka na miejscu no i ogólnie rzecz ujmując nie ma tragedii. Dostaje codziennie coś przeciwzapalnego domięśniowo, a do ... "pysknie" coś też leczniczego z glukozaminą :) wczoraj wieczorem pani wet po obejrzeniu łapy, po obchodzie wokół lecznicy potwierdziła, ze nie ma tragedii, ale gdyby co, to w każdej chwili zrobimy rtg, nawet usłyszałam, ze w Lublinie jest jakiś bardzo dobry chirurg. Ale jak na razie, to leczenie farmakologiczne przynosi bardzo dobre efekty. Myśle, że jesteśmy w dobrych rękach. Tyle o Soni.
Goranisko czuje się wspaniale, bryka, skika, szaleje, przy tym jest posłuszny i w ogóle niekłopotliwy. Wrecz odwrotnie - to balsam dla duszy, a czasem nawet dla ciała
Teraz o czymś innym. A właściwie o kimś innym. Wczoraj u weta, po "załatwieniu" sprawy z Sonią lekarz zapytał mnie czy nie słyszałam, aby ktoś z moich znajomych (równie jak ja zakochanych w berneńczykach) zagubił swojego psa. Przypomniałam sobie, że w wakacje z miesiąc temu jakiś kolega przysłał mojemu synowi sms-a z zapytaniem czy nie zgubił mu sie pies. Odpisał , że nie i właściwie uznał to za żart. Teraz okazało się, że rzeczywiście od tamtego czasu po Świdniku błąka się berneńczyk z czerwoną obrożą. Do wczoraj tułał się z osiedla na osiedle, podobno jest zabiedzony i wychudzony.
Wczoraj rano przygarneła go do siebie młoda, bo 12-13 letnia mieszkanka Świdnika, Ola. Dziewczynka ma już jednego pieska - yorka, ale mając otwarte serce na psi los wzięła tegoż psa do weterynarza. Na weterynarski pierwszy rzut oka pies może mieć 3 - 4 lata, nie jest wykastrowany, nie ma tatuażu ani czipa.
Za zgodą Oli otrzymałam od weta telefon do niej i wczoraj wieczorem rozmawiałyśmy. Na popołudniowy spacer umówiła się z koleżanką i jej bokserką. Niestety dziewczyny nie mogły razem posparcerowac, bo berneńczyk rzucił się z furią na bokserkę Pomimo, że nie należy on do dużych berneńczyków dziewczyna miała nie lada problem z odciagnieciem go od suki. Jej mały york, podobno żyjacy od wczoraj w stresie ma biegunke i nie wyłazi spod stołu Ola ma kłopot, bo rodzice, którzy zgodzili się pomóc psu przygarnęli go tylko chwilowo. Nie ma mowy o zatrzymaniu go na dłużej, a co mówić na stałe. Wspominali o oddaniu go do schroniska
Nie założyłam osobnego wątku, bo nie wiem jak sprawa dalej się potoczy. Jestem na dzisiaj umówiona z Olą, zobaczę psa, zrobię jakieś fotki. Chciałabym dziewczynie pomóc, bo na samą myśl o poniedziałku, o pójściu do szkoły i zostawieniu dwóch psów w trzypokojowym mieszkaniu w bloku, Oli załamuje się głos. Trzeba psa jak najszybciej (w czasie tego weekendu) od niej zabrać, ale gdzie? Gdyby nie agresja w stosunku do innych psów wzięłabym go do siebie. Na dodatek nie mam kojca
Na razie tyle info. Wieczorem wrócę do tematu i być może założę nowy wątek?
p.s. Sprawa nieaktualna. Pies wrócił do swojego domu 