Ponieważ (jak zwykle) mam zaległości wobec tworzonych przeze mnie na wymiar hurtowy zdjęć mam zamiar wstawić w/w zdjęcia sprzed 2 miesięcy. Ale najpierw krótki opis; dużo to się w ostatnim czasie nie działo, ciepło (+10), potem zimno (-15), Oli się ruszyć doopki za bardzo nie chciało, a wziąć się za szkolenie musimy bo intelekt Dory leży w gruzach.

Czekamy na ciepełko, na razie tylko spacery i zabawy... W międzyczasie, kiedy podczas ferii brakowało śniegu zorganizowaliśmy w dzikim będzie wypad na sanki, Dora też się załapała, że tak powiem. Przez co była w siódmym, cieszyła się na śnieg jak tone jagnięciny, a że śnieg nadawał się do konsumpcji i do zabawy, jagnięcina wymiękała. Weszliśmy na górę i zaczęło się zjeżdżanie oraz gonitwa (Dory) w szalonym galopie za sankami z siostrą, i ja na drugim końcu smyczy. Zabawa była przednia (dla Dory),a ja że nie gustuję w śniegu za skarpetkami bawiłam się ciut gorzej. Górka wydawała się nieduża, ale podczas wchodzenia ciągnęła się kilometrami. Na górze zatrzymaliśmy się na zdjęcia i puściłam na chwilę smycz, a że Dora pod wpływem śniegu trwała w kociokwiku, porwała smycz i zaczęła biegać jak debil po dróżce, a o ironio, zbliżali się ludzie. Ja próbując okiełznać sytuacje, aby nie oberwało mi się od narciarzy za trzymanie bez smyczy zabójczego z miłości psa, skoczyłam za wyrwę i skończyło się na łapaniu Dory 'na żabę'.

Dora ubawiona sytuacją z ogonem szalejącym z radości wróciła do auta.

A oto fotorelacja :
2012.01.18
Obrazek został zmniejszony.
Obrazek został zmniejszony.
Obrazek został zmniejszony.
Obrazek został zmniejszony.Pozdrowionka.

Jeszcze wrócimy.
