Moim zdaniem to bardzo rozsądna rada. Sama to poważnie rozważam. Co prawda chce jeszcze go wystawić, zanim podejmę decyzję, ale jeżeli nie zdobędzie uznania na ringu, to dla własnej wygodny na pewno Harleya wykastruje. Po co on ma się męczyć ze swoimi instynktami (naturalnymi i - jakby nie było - niezależnymi od jego woli), a ja z nim? Jestem zdecydowaną przeciwniczką pseudo i "psów prawie jak", więc jeżeli nie rozpocznie kariery na ringach, to na pewno będzie ciachnięty.
Ale ja przemyślenia na temat kastracji mam ugruntowane po przewałkowaniu tematu u koni. Sama mam wałacha (czyli wykastrowanego samca) i opiekuje się trochę ogierem znajomego. Na pierwszy rzut oka widać, który jest szczęśliwszy, bardziej wyluzowany i przede wszystkim mniej sfrustrowany. Ogier w zasadzie jest potulny jak baranek, ma bardzo dobry charakter. Ale jak kobyły się grzeją (odpowiednik cieczki u suk) to dostaje szału: nosi go, rży, robi się trudny w obejściu (szarpie się do koni) i agresywny do wałachów. Nie kryje - i nie będzie, bo nie ma stosownych licencji - chodzi sam po osobnym padoku, ciągle dostaje po przysłowiowym łbie (bo nie dosłownie, oczywiście) za to że się rzuca i szarpie, gdy któraś akurat ma ruję. Przecież to nie jego wina? Testosteron buzuje, zapachy nękają, koń dostaje głupawki. A mój koń chodzi sobie szczęśliwie w stadzie samych kobył (robi za wałacha haremowego

), nie sadzi się do innych wałachów i ogierów, nie jest agresywny a jest rozluźniony i szczęśliwy. Widząc na co dzień takie obrazki (bo to są częste przypadki, żaden wyjątek) wiem, że psu czegoś takiego nie zaserwuje, zwłaszcza, że Appenzellery - na ile je poznałam - są mocno popędliwe i bardzo polegają na swoich instynktach. Mój Harry jest aktualnie mega kochasiem i kryłby wszystko, na szczęście wszystkie w suki w otoczeniu są po sterylce. Do psów się sadzi coraz odważniej, lubi te które zna od szczeniaka, a toleruje te które nie wchodzą mu z drogę. Do reszty się jeży i burczy. Po co mu to?
Poprzednie dwa psy miałam niewykastrowane, ale moja wiedza była mniejsza, a same psy nie przejawiały praktycznie żadnego popędu: nie uciekały, nie chudły, nie traciły na posłuchu. Tutaj sprawa wygląda zupełnie inaczej: pies mniej je, niby nie ucieka, ale robi sie nieodwołalny, traci na posłuszeństwie dobre 50%. Po co mi to?
