Boli, na pewno. Może nie cały czas, ale przy schylaniu, przy wyciąganiu się, przekładaniu...
Wiem, że ona jest panikarą, ja z resztą też użalam się nad jej marnym losem, ale jest mi naprawdę fatalnie z tym, że musi to teraz przechodzić. Czuje, że lepiej było jej z zerwanym więzadłem

Mam tylko nadzieje,że wszystko się uda, że nie naderwie go znowu i zabieg nie pójdzie na marne.
Nockę mamy w plecy. Ja spałam 2,5 godziny, teraz rano. Włączył mi się tryb czuwania i nerwówy, do tego Chili co chwilę wstawała i nie wiedziała co ze sobą robić, marudząc przy tym strasznie. Widzę że chciałaby się jakoś inaczej położyć, a nie tylko na lewym boku, ileż można.
Nie zachęcam ją do ruszania się, sama wstaje i nie może uleżeć. Denerwuje ją ten stan, ona jest nadaktywna na co dzień. Kto ją zna, ten wie :) A teraz tylko leżenie...
Pić nie chce, nie wiem czemu. Zjadła trochę chrupek. Ale nie pije od wczoraj, mimo dyszenia i suchot w pysku. Bez sensu.
Na szybko zrobiłam fotę komórką,opatrunek wygląda tak :
Obrazek został zmniejszony.
Obrazek został zmniejszony.Mam klepkę drewnianą, nie ślizga się na niej. A w drugim pokoju kafelki, ale ona siedzi tylko tam gdzie ja, czyli tu gdzie klepka.
Tak sie zastanawiam...Czy teraz większość ciężaru nie spoczywa na drugiej tylnej łapie? Mam wrażenie, że ona też ma swoją wytrzymałość. Nie chciałabym, żeby przez to obciążenie znów coś się stało, tym razem z drugą łapą. A o podpieraniu się nie ma mowy, przez opatrunek...
Na razie nie cieszę się z zabiegu, może jak zobaczę jakieś efekty, a nie tylko ból :/