Hello

To znowu my! Dziś udało nam się załatwić kontakt ze światem czyli internet.
Ależ jestem szczęśliwa. Powiem krótko: Szwajcaria to raj dla psów. Można tu z nimi chodzić prawie wszędzie, co 500m jest kosz na psie kupony (łącznie z woreczkami), psy tylko w wyznaczonych miejscach (a jest ich niewiele) muszą chodzić na smyczy. Bono oczywiście nie jest z niej spuszczany, gdyż w przeciwieństwie do szwajcarskich psów, jest bardzo towarzyski i ma przeciągi w uszach gdy widzi innego pieska, tzn. nie ma szans by nie poleciał przywitać się z nimi. A propo psów w Szwajcarii. Wow, po prostu chodzące robociki. Wykonują każde polecenie właściciela bez najmniejszego zawahania. Pewnie wynika to z obowiązkowych szkoleń, które obligują każdego kto planuje kupić psa do zaliczenia kursu na właściciela psa, a następnie (po zakupie) taki delikwent musi przyjść z pieskiem i wyszkolić także jego. To co jeszcze zachwyca mnie w tym kraju to fakt, że nikt nie reaguje tu nerwowo na widok psa, nawet takiego dużego jak Bono. W Polsce praktycznie każdego dnia spotykałam się z ludźmi, którzy widząc Bono albo przechodzili na druga stronę ulicy, albo nerwowo przysuwali się do ściany, bądź też strofowali mnie, że to niedopuszczalne, by taki duży pies chodził bez kagańca... Wyjątki stanowili mieszkańcy dużych miast. Tam nigdy nikt nie denerwował się i nie czepiał.
Boniasty już prawie zaakceptował nowe mieszkanko, choć zdarza mu się trochę powarczeć gdy z korytarza dobiegają do niego odgłosy przemieszczających się sąsiadów. Co do jego Pańci, to powiem szczerze, że nie jest trudno zaakceptować nowy kraj, nowe warunki itp. Jest tu pięknie, ludzie są tu mili, przepisy klarowne... czego więcej żądać
Buziaki dla wszystkich
