Odeszła przed chwilą moja Toy. Jeszcze jest ciepłe to miejsce na podłodze tuż u moich stóp.
Odeszła moja mała czarodziejka, która w swoim krótkim psim życiu zrobiła dla ludzi więcej niż niejeden człowiek.
. Pracowała z chorymi nieprzerwanie 4 lata. Ona nie była tylko maskotką, naprawdę swoim psim nosem dokonywała rzeczy niezwykłych. Bywało, że ja traciłam rezon, siadałam bezradna i tylko kątem oka obserwowałam jak Toyka (tak nazywały ją dzieci) przejmowała inicjatywę i robiła to coś, co właśnie należało zrobić – dotknięcie nosem zaciśniętej rączki, albo położenie pyska na kolanach. Od niej uczyłam się jak mało ważne jest to wszystko co zewnętrzne. Ona zaskakiwała mnie wybierając do zabawy najmniej ruchliwe i zaradne dziecko. Patrzyłam jak ignorowała zachowania zaliczane do agresywnych, bezbłędnie zgadując co jest złością a co tylko nieporadnością w wyrażaniu emocji.
Patrzyłam jak nieobecne twarze zwracały się z uśmiechem do jej mordki, jak przełamywała lęki, jak rozbudzała odruchy opiekuńcze, jak zarażała spontanicznością. Niezwykły pies. Jestem dumna że obdarzyła mnie swoją miłością i zaufaniem. Nie wiem jak poradzimy sobie teraz my, cała rodzina, bez naszej Toyo-terapii
ostatnie zdjęcie
