baksak napisał(a):Taki jestem biedny, nieszczęśliwy. A tu znikąd pocieszenia czy dobrego słowa
Eksperciku, kochanie, wdrapać się i Cię wymiziać, pocieszyć, poużalać się nad Tobą? Duśka, może już pora przestać kombinować? Na spacerki trzeba chodzić
Wreszcie po dwóch tygodniach udało mi się dociągnąć Kudłatego do parku. Nie było łatwo, bo trzeba było pozbyć się Duśki. Podrzuciliśmy ją Borsukowi i jakoś się udało To piękne móc tak się delektować ciszą. Nikt wciąż nie nawija obgadując znajomych: a ta to miała nową obrożę, a ta to się zadaje z tym czarnym kundlem, a ta to powinna pomysleć o botoxie... Albo to ciągłe roztrząsanie własnych stanów wewnętrznych. I pretensje że się nie znam na uczuciach. Zresztą bezzasadne, bo znam wiele uczuć: uczucie pragnienia, uczucie głodu... No i przynajmniej raz mogę sobie pochodzić w spokoju i nie muszę udawać wielkiego wściekłego psa, co zaraz rozszarpie wszystkich Duśki absztyfikantów. Specjalnie do tego musiałem się nauczyć warczeć. Aż mnie gardło boli Kudłaty też jest zdania, że dobrze sobie czasem odpocząć od kobiecego towarzystwa. Można z kolegami pogadać o piłce, samochodach, piwie i tych, no... hm... No tak. Od nich mieliśmy właśnie odpocząć
Cisza, spokój, ...
...wiewiórki...
...i bardzo poranne słońce.
Pusto, spokojnie. Tylko ptaszyska porykują. Można sobie powoli i z namysłem kroczyć naprzód...
Biedni Dusia i biedny Borsuk, pewnie w czasie waszego spacerku przewracały się z boku na bok Niech ta Dusia skończy wreszcie z tymi waporami bo my tęsknimy za wami na spacerkach
Dziś Duśka ma urodziny! Kończy dwa lata, chociaż nie jestem pewnien czy spoważniała... raczej nie
Taki Florek to miał na urodziny tort, ale u nas niestety panuje dżender: Borsuk chodzi czcić Złotego Cielca (zwango bożkiem), a Kudłaty obsługuje (?) kuchnię. Dlatego zamiast tortu mamy krakersy i słone paluszki...
Nie wiem czy Gerda dostała jakiś prezent, ale podejrzanie długo siedziała w kącie i coś tam glamała. A jak już wylazła to buzia się jej świeciła jak Kudłatemu morda po bliskim spotkaniu z golonką W ramach celebracji tego wyjątkowego (?) dnia mogła umościć się na jakiś czas w Borsuczej Norze. Borsuk uważa to za wielkie wyróżnienie. Ale nie będę świnia i nie doniosę że ona (razem z Kudłatym) moszczą się tam codziennie, jak tylko Borsuk wyjdzie na łowy...
Był też mały spacer, ale z uwagi na Duśkową, eee... niedyspozycję łaziliśmy tylko po podwórku.
W gruncie rzeczy miła odmiana, bo normalnie to rzadko tu zaglądamy
No ale najważniejsze, że jest gdzie posiedzieć
A jak się ktoś uprze, to i pobiegać
Tak sobie myślę, że z tymi urodzinami to dziwna sprawa. Taki dajmy na to Borsuk urodzin wcale nie obchodzi. Podobno dlatego, żeby nikt nie pytał które to. Dziwne, bo Kudłaty mówi, że to się liczy już raczej w czasie geologicznym. No ale skoro tak, to i tak nikt nie będzie wiedział o co chodzi, prawda? Czemu z tego robić sensację? Myślę, że nigdy nie zrozumiem kobiet Ale przyszło mi teraz do głowy, że może po prostu Borsuk istnieje poza czasem? Podobno gdzieś w Mezopotamii odnaleziono gliniane tabliczki, na których było wyraźnie odciśnięte pismem klinowym, że na początku był Borsuk. Przypuszczam też, że przez Borsuka wszystko się stało, co się stało. Kudłaty często powtarza, że wszystko przez Borsuka - może właśnie to ma na myśli? No, ale Borsukowi łatwiej grymasić, bo ma do wyboru jeszcze imieniny. Duśka też, choć nie jestem pewien kiedy je obchodzi. Nawet Kudłaty zawsze załapie się na jakieś święto, a to Światowy Dzień Walki z Brudem i Zgliwiałością, a to Dzień Solidarności z Tkwiącymi w Błędzie. Tylko ja jestem poszkodowany, bo nie mam imienin. Myślę sobie, że to wina Babci. Może powinienem ją pozwać za straty moralne? Albo sądownie zmusić do wyznaczenia Dnia Imienin Eksperta? Aga.s napiszecie mi pozew? Póki co zostaje mi tylko wkręcanie się na imprezy do innych. Duśka to nawet pozwoliła mi troszkę koło siebie posiedzieć
Kudłaty przemocą i szantażem wymógł na mnie zamieszczenie poniższych wypocin. Pewno coś skopiował z internetu... Myślę, że szkoda czasu na ich czytanie, no ale skoro się zgodziłem to proszę:
Spoiler:
Najczęściej piszemy o psach gdy odchodzą. To za późno. Myślę, że powinniśmy mówić (im) o naszych uczuciach wcześniej. Można mysleć, że to niepotrzebne, bo one i tak wiedzą. Jasne, ale czy i my na pewno wiemy? Czy zdajemy sobie sprawę ile dla nas znaczą? Sądzę, że dobrze zebrać te myśli wcześniej, by móc lepiej docenić każdą spędzoną z nimi chwilę i każdy drobiazg. A tych drobiazgów jest wiele, tak wiele, że często można je przeoczyć. Wstawanie długo przed świtem w mokre listopadowe dni, żeby wyjść na spacer. Nigdy po to, żeby wysikać psa - zawsze, żeby spędzić razem czas, poćwiczyć, wspólnie pobiegać za piłką albo chociaż idąc wymienić spojrzenia. Poczucie winy i straty, gdy trzeba chodzić krócej z powodu choroby czy innych obwiązków. Chwile niepokoju, gdy z psim zdrowiem dzieje się coś niedobrego. Nerwowe czekanie w kolejce u lekarza - i myśl, gdyby tak można było zachorować zamiast psa. Złość gdy, zrobi coś paskudnego ze zdechłym ptakiem czy wyrzuconym przez kogoś chlebem... Albo jeszcze większa złość na samego siebie, gdy wyjdziemy z nerw i nakrzyczymy albo (o zgrozo!) pacniemy naszego ukochanego futrzaka. A po ochłonięciu walka z nagłą, przemożną natychmiastowej naprawy naszego zagniewania. Wszystkie te pozy podczas snu, poszczekiwania i przebieranie łapami. Wszystkie wybrudzone ściany, porysowane podłogi, wyleżane i obkłaczone fotele - które przecież nie mają innego znaczenia, jak to, że wreszcie się przydały i posłużyły psom... Wszystko to razem, co sprawia, że tak mocno przeżywamy nasze wspólne dni.
Dziś Gerda kończy dwa lata. I chyba coraz częsciej można ją nazwać dorosłą. Gdybym miał ją najkrócej opisać to najbardziej rzucają mi się w oczy jej trzy cechy: przywiązanie, entuzjazm i wytrwałość. Jeśli chodzi o przywiązanie to ja czuję jak by ona była częścią mnie. Zawsze jest tuż obok. W jej oczach widzę, że ona tak właśnie chce. Na palcach jednej ręki mogę zliczyć kiedy wyszła do innego pokoju, albo poszła gdzieś, gdzie nie mogliśmy się nawzajem widzieć. Jednak muszę przyznać (z lekkim żalem i leciutką zazdrością), że z jej strony wygląda to pewno troszkę inaczej. Myślę, że dla niej najważniejszy jest Ekspert. To z nim pierwszym się wita. To jego stara się zawsze widzieć lub przynajmniej wiedzieć gdzie jest. To jego we wszystkim naśladuje i zawsze skoczy za nim w ogień. Myślę, że to on jest jej opoką (To czy on jest tym jakoś szczególnie zachwycony to osobna historia.) Entuzjazm Gerdy to ciągłe machanie ogonem. Nie ważne czy obudzi się w środku nocy czy leży "padnięta" po wyczerpującym spacerze. Zawsze się ucieszy gdy nas widzi. Zawsze jest gotowa do pieszczot albo do każdego wspólnego działania. Jej oczy mówią, zróbmy coś. To spojrzenie na spacerze: no każ mi coś zrobić? Może usiądę? Albo przeskoczę przez płotek? To może przyniosę patyczek? No?. Ten entuzjazm ma też inny wymiar. Nawet gdy zadarzało się jej źle się czuć i mieć wszystkiego dosyć, nawet gdy unikała wszystkich psów to zawsze była gotowa na zabawę z Ekspertem. Myślę sobie nawet, że to jest jej ukryte marzenie: chciała by, żeby Ekspert częściej z nią biegał, tarmosił patyczki czy po prostu poleżał obok. Wytrwałość: Duśka nie ustaje w próbach i ciągle Eksperta zaczepia. Bardzo lubi gryźć razem z nim patyczki. Ekspert jest wybredny, więc ona przynosi kolejno kilkanaście różnych w nadzieji, że któryś przypadnie mu do gustu. Ale jej wytrwałość przejawia się też w ogromnej samodyscyplinie. Obowiązuje zasada, że Ekspert je pierwszy, a Dusia czeka przed kuchnią. Pamiętam pierwsze dni u nas, gdy jak oszalała rzucała się na jedzenie. Ale mimo głodu, cała zaśliniona i często zapłakana czekała na swoją kolej. Może ta jej wytrwałość w dawnych, mrocznych dniach utrzymała ją przy życiu?
Dawno temu, na samym początku naszej wspólnej z Dusią drogi, staraliśmy się ogarnąć życie z dwoma dużymi psami w centrum wielkiego miasta. Wtedy nawet to, co dziś jest drobiazgiem wydawało się nieosiągalnym, stromym urwiskiem. Nieoceniona marieanne poradziła nam wtedy: poleżcie z psami na podłodze, a wszystkie troski miną. Do dziś stosujemy się do tej rady i to są bodaj najszczęśliwsze chwile. Dzięki marieanne i aga.s za wsparcie w trudnych chwilach. meggy dziękujemy, że powierzyłaś nam Duśkę. Od jakiegoś czasu nasze życie ma osiem łap i dwa ogony. Jest bardzo kudłate i zborsuczałe. Oby takie było jak najdłużej!
Gdybym mógł czegoś życzyć - sobie, nie Duśce - to tego, żeby była z nas zadowolona. (A marzy mi się, żeby była szczęśliwa). Wszystkiego najlepszego Dusiu!
lena83 napisał(a):Piękna okolica! No i model, oczywiście
Wiadomo, Zielony Mokotów
saba&mlis napisał(a):Biedni Dusia i biedny Borsuk, pewnie w czasie waszego spacerku przewracały się z boku na bok Niech ta Dusia skończy wreszcie z tymi waporami bo my tęsknimy za wami na spacerkach
No możliwe, bo Kudłaty mówi, że jak Borsuk nie je i nie borsuczy, to na pewno śpi A jak tylko Duśka przestanie to zaraz przyjedziemy na podkowiański spacerek Strzeżcie się
Danute napisał(a):Experciku, jestes piękny i dostojny kawaler, kochamy cię
Dusia życzę Ci jeszcze bardzo wielu szczęśliwych lat w Borsuczej Rodzince i dużo zdrówka A urodzinki masz tego samego dnia co nasza Sabinka, tylko ona troszkę starsza jest od Ciebie
Dusieńko, lekko spóźnione wszystkich i wszystkiego najlepszego Duuużo zdrówka i wielu wspólnych lat spędzonych u boku Experta, Borsuka i Kudłatego
Spoiler:
Baksak pięknie i bardzo prawdziwie napisane. Pamiętam początki Gerdy u Was, a jeszcze lepiej pamiętam ostatnie spotkanie Wspominając i porównując obie Gerdy widzę jak wiele jest w Niej Waszej (całej czwórki) wspólnej pracy, czasu i miłości. To właśnie tak miało być! Ta pokręcona ścieżka Dusiowego życia doprowadziła Ją do właściwego domu, pełnej miski, fantastycznego brata i kochających, odpowiedzialnych właścicieli
Dusia życzymy Ci tylko zdrówka, bo jesteś mimo wszystko WIELKĄ SZCZĘŚCIARĄ, że trafiłaś do takiego domku, gdzie masz cudownego psiego przyjaciela- Expercika oraz kochających Cię właścicieli. Jak będziesz miała sposobność to zajrzyj do komputera i przeczytaj jak pięknie o Tobie napisali, na pewno się wzruszysz...tak jak ja Expert Ty zrobiłeś wielką robotę, szacun opiekuj się nadal Duśką
Najczęściej piszemy o psach gdy odchodzą. To za późno. Myślę, że powinniśmy mówić (im) o naszych uczuciach wcześniej. Można mysleć, że to niepotrzebne, bo one i tak wiedzą. Jasne, ale czy i my na pewno wiemy? Czy zdajemy sobie sprawę ile dla nas znaczą? Sądzę, że dobrze zebrać te myśli wcześniej, by móc lepiej docenić każdą spędzoną z nimi chwilę i każdy drobiazg. A tych drobiazgów jest wiele, tak wiele, że często można je przeoczyć. Wstawanie długo przed świtem w mokre listopadowe dni, żeby wyjść na spacer. Nigdy po to, żeby wysikać psa - zawsze, żeby spędzić razem czas, poćwiczyć, wspólnie pobiegać za piłką albo chociaż idąc wymienić spojrzenia. Poczucie winy i straty, gdy trzeba chodzić krócej z powodu choroby czy innych obwiązków. Chwile niepokoju, gdy z psim zdrowiem dzieje się coś niedobrego. Nerwowe czekanie w kolejce u lekarza - i myśl, gdyby tak można było zachorować zamiast psa. Złość gdy, zrobi coś paskudnego ze zdechłym ptakiem czy wyrzuconym przez kogoś chlebem... Albo jeszcze większa złość na samego siebie, gdy wyjdziemy z nerw i nakrzyczymy albo (o zgrozo!) pacniemy naszego ukochanego futrzaka. A po ochłonięciu walka z nagłą, przemożną natychmiastowej naprawy naszego zagniewania. Wszystkie te pozy podczas snu, poszczekiwania i przebieranie łapami. Wszystkie wybrudzone ściany, porysowane podłogi, wyleżane i obkłaczone fotele - które przecież nie mają innego znaczenia, jak to, że wreszcie się przydały i posłużyły psom... Wszystko to razem, co sprawia, że tak mocno przeżywamy nasze wspólne dni.
Dziś Gerda kończy dwa lata. I chyba coraz częsciej można ją nazwać dorosłą. Gdybym miał ją najkrócej opisać to najbardziej rzucają mi się w oczy jej trzy cechy: przywiązanie, entuzjazm i wytrwałość. Jeśli chodzi o przywiązanie to ja czuję jak by ona była częścią mnie. Zawsze jest tuż obok. W jej oczach widzę, że ona tak właśnie chce. Na palcach jednej ręki mogę zliczyć kiedy wyszła do innego pokoju, albo poszła gdzieś, gdzie nie mogliśmy się nawzajem widzieć. Jednak muszę przyznać (z lekkim żalem i leciutką zazdrością), że z jej strony wygląda to pewno troszkę inaczej. Myślę, że dla niej najważniejszy jest Ekspert. To z nim pierwszym się wita. To jego stara się zawsze widzieć lub przynajmniej wiedzieć gdzie jest. To jego we wszystkim naśladuje i zawsze skoczy za nim w ogień. Myślę, że to on jest jej opoką (To czy on jest tym jakoś szczególnie zachwycony to osobna historia.) Entuzjazm Gerdy to ciągłe machanie ogonem. Nie ważne czy obudzi się w środku nocy czy leży "padnięta" po wyczerpującym spacerze. Zawsze się ucieszy gdy nas widzi. Zawsze jest gotowa do pieszczot albo do każdego wspólnego działania. Jej oczy mówią, zróbmy coś. To spojrzenie na spacerze: no każ mi coś zrobić? Może usiądę? Albo przeskoczę przez płotek? To może przyniosę patyczek? No?. Ten entuzjazm ma też inny wymiar. Nawet gdy zadarzało się jej źle się czuć i mieć wszystkiego dosyć, nawet gdy unikała wszystkich psów to zawsze była gotowa na zabawę z Ekspertem. Myślę sobie nawet, że to jest jej ukryte marzenie: chciała by, żeby Ekspert częściej z nią biegał, tarmosił patyczki czy po prostu poleżał obok. Wytrwałość: Duśka nie ustaje w próbach i ciągle Eksperta zaczepia. Bardzo lubi gryźć razem z nim patyczki. Ekspert jest wybredny, więc ona przynosi kolejno kilkanaście różnych w nadzieji, że któryś przypadnie mu do gustu. Ale jej wytrwałość przejawia się też w ogromnej samodyscyplinie. Obowiązuje zasada, że Ekspert je pierwszy, a Dusia czeka przed kuchnią. Pamiętam pierwsze dni u nas, gdy jak oszalała rzucała się na jedzenie. Ale mimo głodu, cała zaśliniona i często zapłakana czekała na swoją kolej. Może ta jej wytrwałość w dawnych, mrocznych dniach utrzymała ją przy życiu?
Dawno temu, na samym początku naszej wspólnej z Dusią drogi, staraliśmy się ogarnąć życie z dwoma dużymi psami w centrum wielkiego miasta. Wtedy nawet to, co dziś jest drobiazgiem wydawało się nieosiągalnym, stromym urwiskiem. Nieoceniona marieanne poradziła nam wtedy: poleżcie z psami na podłodze, a wszystkie troski miną. Do dziś stosujemy się do tej rady i to są bodaj najszczęśliwsze chwile. Dzięki marieanne i aga.s za wsparcie w trudnych chwilach. meggy dziękujemy, że powierzyłaś nam Duśkę. Od jakiegoś czasu nasze życie ma osiem łap i dwa ogony. Jest bardzo kudłate i zborsuczałe. Oby takie było jak najdłużej!
Gdybym mógł czegoś życzyć - sobie, nie Duśce - to tego, żeby była z nas zadowolona. (A marzy mi się, żeby była szczęśliwa). Wszystkiego najlepszego Dusiu!
Szanowni, Drodzy Julio i Kudłaty (nie wiem jak ma na imię Pan Eksperta i Duśki ) Odkąd powstała ta galeria jestem uzależniona od jej tekstów , wszystkich!, pisanych przez Borsuka, Kudłatego, Eksperta ,Duśkę barwny, cudownie żartobliwy, lekki klimat tych opowieści z Waszego życia dociera do mnie trój-stopniowo: najpierw wybucham niepohamowanym śmiechem (bawią mnie sformułowania, podteksty, cała ta zabawna relacja z codziennych i niecodziennych czynności), jak wytrę monitor z zainteresowaniem kontempluję Wasze przygody,oglądam fotorelacje (świetne zdjęcia! i filmiki) robi mi się ciepło na sercu i wcale, ale to wcale nie obawiam się borsuka , a potem się wzruszam, tak serio i całkiem mocno , bo jak o Was myślę (a często mi się to zdarza ) dociera do mnie fakt, jak bardzo te Wasze teksty emanują miłością do psów i do Was nawzajem. Widzę tę ukrytą pod warstwą żartów wielką empatię, (tak Kudłaty też ją posiada ), chęć i bezinteresowność niesienia pomocy i taką fajną życzliwość do ludzi. Wy chyba bardzo lubicie również dwunogów i diabli wzięli całą "borsuczą groźność" i "przerażającą kudłatość" sorry a w tym spoilerze to cała, ukryta (jakże by inaczej)prawda o Was, przepiękne życzenia do kochanego psa i bardzo ważne przesłanie cyt "Najczęściej piszemy o psach gdy odchodzą. To za późno. Myślę, że powinniśmy mówić (im) o naszych uczuciach wcześniej. Można mysleć, że to niepotrzebne, bo one i tak wiedzą. Jasne, ale czy i my na pewno wiemy? Czy zdajemy sobie sprawę ile dla nas znaczą? Sądzę, że dobrze zebrać te myśli wcześniej, by móc lepiej docenić każdą spędzoną z nimi chwilę i każdy drobiazg..." uff, no z harcerskim pozdrowieniem no, bernolnięci nie płaczą