
Na początek taka zasłyszana opowieść z Podlasia:
Chmury wymieszały się z mgłą. Siąpi drobny deszczyk. Powoli zaczyna się rozwidniać. W mokrym powietrzu czuć wyraźnie swąd spalenizny. Wśród zgliszcz i ruin zabudowań słychać tu i ówdzie ciche popiskiwanie, jakby głodne i zmarźnięte szczenięta domagały się jedzenia.
Z wilgotnej ziemianki okrytej deskami i resztkami eternitu powoli wypełza człowiek. Przez chwilę pilnie nasłuchuje, po czym unosi się trwożliwie i rozgląda się dookoła. Okolica wydaje się pusta, więc przygarbiony wychodzi na zewnątrz. Czujnie stąpając pośród walających się tu i ówdzie dymiących jeszcze desek i gruzu, wydobywając z kryjówek małe, trzęsące się z zimna i głodu pieski.
Bierze na ręce po kilka z nich i znosi w pobliże ziemianki. Gdy kładzie pieski na na stercie nadpalonych szmat z ziemianki wychyla się rudowłosa kobieta. Patrzą sobie w oczy i oboje jednocześnie wzdychają. Całą noc zastanawiali się czemu spotkał ich tak straszny los. Przecież jeszcze wczoraj wieczorem nic tego nie zapowiadało...
Poprzedniego dnia, koło południa z zachodu nadciągneła horda obdartusów. Pyski mieli wygłodniałe i dość paskudne. Popatrywali dookoła co by tutaj zeżreć. Przewodził im wielki, szczeciniasty i budzący trwogę Borsuk. Mieszkańcy okolicy błyskawicznie zorientowali się w sytuacji i starali się obłaskawić najeźdźców. Znosili więc Borsukowi i jego diabelskiej czeredzie rozmaite jadło i napitki. Pieczone woły, prosiaki i drób wśród chrzęstu gryzionych kości znikały w ogromnych paszczach. Biesiadujące monstra wlewały w siebie całe litry nalewek, a to malinowych, a to pomarańczowych. Wreszcie łapa groźnego Borsuka natrafiły na wielką butlę z nalewką cytrynową. Borsuk wlał jej zawartość do gardzieli. Przez jego wielki pysk przemknęło zdumienie gonione przez wściekłość. Borsuk skrzywił się i mruknął: kwaśne. Chcąc zatrzeć to przykre, zdaniem Borsuka, doznanie smakowe pochwycił wielki dobrze wypieczony kołacz. Rozdarł go na pół i pożarł. Po chwili groźny grymas ściągnął jego krzaczaste brwi. Oliwki wycedził przez zęby z odrazą. No i wtedy rozpętało się piekło...
Według innych przekazów Borsuka miała rozsiedzić odmowa wydania mu na pożarcie (w imię postępu) Baby z Orli. Jeszcze inni twierdzą, że doszło do kłótni o to czy bardziej nuży wchodzenie na Krywań czy na Gerlach. Są też pojedyńcze głowy, że przyczyną była chęć wysłania Borsuka w rumuńskie Karpaty...
Czy kiedyś dowiemy się co było przyczyną armagedonu? To wątpliwe. Miejscowa ludność zapewne kiedyś odbuduje swe domostwa, na nowo obsieje stratowane pola i odnowi przetrzebione stada. Jednak strach przed najazdem Borsuka pozostanie.
Tym bardziej że jak głosi legenda Borsuk porozkładał w pokrzywach jaja z których w każdej chwili mogą wykluć się smoki.
Naturalnie nie ma to z nami nic wspólnego... no może poza pewnymi podobieństwami niektórych postaci... plus jakaś analogia z tym, że i my byliśmy z wizytą.
Rozpoczęliśmy od poszukiwań Gospodarzy. Dość skrzętnie się przed nami ukryli i musieliśmy z Duśką solidnie się napracować.
Pobiegliśmy żwawo

Węszyliśmy tu...

i tam

Wypatrywaliśmy...

ze wszystkich stron

Nabiegaliśmy się sporo po okolicy

Ale wcale nam to nie przeszkadzało, bo tam jest bardzo ładnie, bo to i kwiatki rosną

i woda sobie leniwie płynie

Gdyby nas Borsuk rozebrał z kubraczków to zaraz byśmy się wykąpali. Ale wiecie jak to jest z Borsukiem: "przyjemności" to brzydkie słowo

Wreszcie udało nam się wpaść na trop. Natychmiast rozpoczęliśmy pogoń

Powitanie było szybkie i konkretne

Bardzo szybko spotkaliśmy się też z resztą Śledzikowej zgrai

Miło było tak razem pohasać

Duśka kicała przy Śledzików na dwóch łapach

Przez jakiś czas eksperymentowała jaki dystans jest bezpieczny i chroni przed molestowaniem

Wciąż jednak była dość nieufna

Bardzo się dziwiła, że mi jakoś małe piranie nie przeszkadzają

Czasem wręcz mi się to podoba

Zauważyła też, że bardzo pomocne są zasieki z drutu kolczastego

Dopiero wizyta w spa poprawiła jej humor

Mówiła, że od razu czuje się zrelaksowana i upiększona

Dziewczynki postanowiły wziąć z ciotki przykład

Czy ja już mówiłem, że Zuza zyskała na atrakcyjności? No może przesadziła z talią osy, ale to i lepiej, będzie pretekst do romantycznych kolacji. A i do dzieciaków można się przyzwyczaić. Zupełnie nie wiem czemu Bohun marudzi

Nie wiem czy wspominałem, że maluchy po spa zdecydowanie nabrały uroku

Potem trzeba było troszkę pobiegać, żeby maseczka poodpadała

Czy Śledziki nie są urocze?

Tylko żałuję, że wciąż miałem poważne trudności z dopasowywaniem imienia do odpowiedniego Śledzika

Albo taka pięknota

czyż nie wywołuje uśmiechu?

No sami popatrzcie







Nawet Borsuka potrafią wprawić w dobry humor

Chociaż wujek Bohun jakiś taki wstrzemięźliwy

Może i Śledziki to są małe piranie

Ale w mniejszym natężeniu da się przeżyć

Nawet Borsuk tak mówi

Ale Duśki nie udało się przekonać. Może bała się, że jakiś Śledzik wróci z nami do domu?

A ja to sam nie wiem...

Takie miłe stwory...

No sami powiedzcie, czy Ja i Dusia ze szczeniakami nie wygladamy dobrze?

Niektótre z nich potrafią się przywiązać nawet do Borsuka

Tak czy inaczej spędziliśmy weekend w pięknych okolicznościach przyrody za co bardzo dziękujemy Śledzikom

Może, jak się kiedyś nam uda znowusz tam zakraść to tak ich zaskoczymy, że nie zdążą odtańczyć tańca deszczu?

Zresztą to by wyjaśniało czemu na początku tak długo nie mogliśmy ich znaleźć. Wywołanie solidnych opadów zabiera trochę czasu...
PS
Podczas wyprawy sprawdziliśmy też refleks, odporność na stres i nieprzemakalność Kudłatego. Gdy tylko przebrnęliśmy przez martwe odnogi i kanałki i doleźliśmy do właściwej rzeki to zaraz wskoczyliśmy z Duśką w nurt Narwi. Naturalnie w zakręcie rzeki, przy stromszym brzegu, żeby głębokość była odpowiednia
Kudłaty jednak wytrzymał ciśnienie i dość sprawnie nas wyłowił, nawet się przy tym jakoś szczególnie nie mocząc. Jednak zrobiło to na nim jakieś wrażenie, bo nawet się nie awanturował specjanie. Ale nad samą Narew już więcej nie poszliśmy