We środę, 24 września, jak zwykle kole północy

wybrałyśmy się z sukami na spacer w pola. Asta i Tara biegły przodem, ale niezbyt daleko ode mnie, a mama-Bella truchtała przy mojej nodze.
Nagle widzę w ciemności, że przede mną jest więcej zwierząt. Sylwetki też sporo większych rozmiarów niż moich suk. Okazało się, że na drodze natknęłyśmy się na dwa dziki. Bardzo byłam zadowolona, że suki nie zamierzały ich gonić. Odwołałam je bez problemu i czym prędzej wróciłam do domu. Jeszcze nie mieliśmy nigdy takiego spotkania. Ucieszył mnie fakt, że nie zauważyłam żadnych przejawów wrogości pomiędzy dwoma gatunkami. Całe spotkanie odbyło się bez najmniejszego dźwięku.
Szybko zapomniałam o całym zajściu, zajęta szczeniakami, aż dopiero w sobotę wieczorem temat powrócił. Okazało się bowiem, że Asta ma sporych rozmiarów ranę ciętą na barku. Wygląda jak od noża i... wstyd się przyznać, ale w sobotę już trochę "zalatywała". W niedzielę pojechaliśmy do weterynarza, który ranę przemył i zdezynfekował oraz podał Aście antybiotyk w zastrzyku. Wszystko wskazuje na to, że jednka to musi być zranienie przez dzika. Asta w międzyczasie nie straciła apetytu, nie krwawiła, nawet niezbyt się wylizywała. Inna sprawa, że dostęp do rany w tym miejscu jest nieco utrudniony. W futrze nie było widać tego zranienia.
Asta przed zabiegiem laseroterapii
Obrazek został zmniejszony.Tak wygląda jej rana z bliska
Obrazek został zmniejszony.