Jakoś nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jak Borsuk nie ma nic do roboty to się nudzi. A jak się nudzi to próbuje nam uprzyjemniać życie. Czasem mu się nawet udaje
Tym razem, żeby oszczędzić na kosztach obiadu, Borsuk postanowił wkręcić nas na berneńskie spotkanie w magicznej Białej Wsi. Plan był dokładnie opracowany - na podstawie rad kolegi z
ministerstwa spraw nietutejszych. Człek ten, doświadczony udziałem w rozmaitych rautach poradził krótko: znajdź czysty talerz i kręć się koło bufetu. Borsuk z Kudłatym bardzo pilnie to robili i sądząc po zatłuszczonych pyskach poszło im nieźle. Udając raz obsługę, raz gości, raz wycieczkę japońskich turystów wytrwali w obżarstwie prawie do zmroku. No z małą przerwą, bo nie udało im się nie pójść na berneński spacer. Leźli więc po malowniczych lasach i łąkach klnąc pod nosem tę bezsensowną utratę kalorii. Dopiero wieczorem, gdy zanosiło się na zmywanie naczyń Kudłaty zaczął udawać, że jest bardzo chory i przed nagłym zgonem może go uratować tylko szybki powrót do domu. Oczywiście widmo kostuchy nie odwiodło go od pożarcia pożegnalnej kiełbaski
Sądzę, że jakiś wpływ na nasz odwrót mogła też mieć podjęta przez Gospodarzy próba wypłoszenia nas dymem. Rozpalili bowiem ognisko i tak umiejętnie nim operowali, że przez większość czasu okadzali dymem Borsuka. Było to jednak już od początku daremne, gdyż Borsuk potrafi tak dalece wyłączyć swój zmysł powonienia, że wytrzymuje pod jednym dachem z Kudłatym. Mogło jednak odnieść ten skutek, że Borsuk zorientował się, że Gospodarze w rozpaczy gotowi są wytrzebić wszystkie okoliczne lasy - byle się nas pozbyć. A wiadomo, że Borsuk jest niezwykle czuły na punkcie drzewostanu. Nawet jak kicha to stara się żeby straty w drzewostanie były minimalne i zadziera swój nos (zwany
fimfą) do góry.
Dużo radości sprawiało mi za to obserwowanie jak dwunogi po pierwszej próbie nawiązania kontaktu z Kudłatym (podchodząc zawsze z wiatrem) umykają od niego w popłochu. Myślę, że dużo wspólnego miał z tym fakt, że przy powitaniu Borsuk nie wypowiedział zwyczajowej formułki:
"On nie jest aż takim gburem, tylko nie słyszy z jednej strony". Tak się stało dlatego, że Borsuk był bardzo skoncentrowany na tym, żeby wyglądać przyjaźnie. To bardzo Borsuka męczy, bo wymaga ogromnego skupienia, żeby przypadkiem kogoś nie rozszarpać, nie spopielić wzrokiem, albo nie wywrócić fukając groźnie. To się chyba nawet troszkę udało, bo słyszałem jak ktoś mówił cichaczem:
"ten Borsuk wcale nie jest aż taki straszny". Słowem tydzień nieustannego ćwiczenia przyjaznych min zrobił swoje. Swoją drogą Borsuk, który tak opanował sztukę
przyjaznego wyglądu jest po stokroć bardziej niebezpieczny. Zresztą pewno o to Borsukowi chodziło - liczba potencjalnych ofiar wzrasta gdy można podjeść bliżej
Tak czy inaczej z pewnością zapewniliśmy wszystkim uczestnikom spotkania przyjemny wieczór umykając odpowiednio wcześnie
Swoją drogą tak sobie myślę, że zgromadzone dwunogi tak zupełnie normalne to nie były. U niektórych widać było bardzo zaawansowane stadia
bernolnięcia. Mnie się zdaje, że u wielu to już stany terminalne. Pewno temu należy przypisać, że z taką odwagą spożywali tort na którym można było zauważyć fragmenty Kudłatego (rozmyte i zamazane ale jednak). Może z Kudłatym jest tak, jak z niektórymi trującymi grzybami, które po wielu godzinach gotowania i innych zabiegach dają się jednak zjeść?
Wracając jednak do
bernolniętych to trzeba dodać, że była to ta odmiana
bernolnięcia która jest szczególnie pożądana. Objawia się nieodpartą chęcią niesienia pomocy berneńczykom w potrzebie. Zdaje się, że te dwunogi są nawet zorganizowane w jakąś pożyteczną
sektę
Borsuk to mówi, że kto nie widział berneńczyka, którego życie mocno walnęło po głowie ten nie wie nic o pękającym z żalu sercu. Co jest swoją drogą dziwne, bo przecież Borsuki muszą być serca pozbawione. Sam wielokrotnie słyszałem jak Kudłaty przechodząc pod sklepem z piwem mówił do Borsuka:
serca nie masz!? no jedno piwko...
Czworonożni uczestnicy spotkania byli bardzo mili. No, może z wyjątkiem kolegi który z nieznanych nikomu przyczyn usiłował odgryźć mi ucho... zupełnie nie dało mu się wytłumaczyć, że jestem pokojowo nastawiony. A próbowałem kilka razy. Troszkę się przestraszyłem jak się na mnie rzucił, bo Borsuk zwykle w takich wypadkach zamienia agresora w wirującą na wietrze kępkę okrwawionych kłaków...
Ale poza tym niezrównoważonym osobnikiem (chciał też pożreć kolegę Vigora, który jest wszak
do rany przyłóż), było bardzo przyjemnie. Oczywiście jak zwykle nie pamiętam imion wszystkich poznanych kolegów i koleżanek - Borsuk mówi, że tu niebezpiecznie przypominam Kudłatego. Pamiętam jednak, że jedna koleżanka bardzo wpadła mi w oko. Będę musiał o nią wypytać moją przyjaciółkę Magdę
Ubolewam nad tym, że mam tylko zdjęcia z aparatu z jednym przyciskiem i obawiam się, że nie wiele na nich widać. Zdaje się, że Kudłaty nigdy nie opanuje sztuki obsługiwania tegoż. Zamiast ręcznego majdrowania powinien zdać się na technologię XXI wieku. No, ale trochę techniki i Kudłaty się gubi
Jak gdzieś można spokojnie poleżeć i odpocząć, to mi się od razu podoba

Kolega Adonis (?)

Miny Bonity są jak zwykle urocze i niepowtarzalne. Ale coś chyba z nią nie tak, bo zaczyna coraz bliżej podchodzić do Kudłatego.

Figor jest jak zwykle zadowolony. To wyjątkowo sympatyczny kolega. I ma na karku białą plamkę tak jak ja

Są takie chwile, że nawet Borsuk się nie borsuczy

a może tylko maskuje zborsuczenie? To by tłumaczyło ten dziwny grymas na twarzy. Znaczy na pysku.

Duśka jak Kudłaty - rozgląda się co by tu można zeżreć...

Zaleganie to jest to!




Choć nie można zapominać o mistrzostwach i trzeba też pobawić się piłką

Podstępny i bezlitosny obryzacz uszu.
Raczej go nie lubię

Koleżanka jest bardzo nieśmiała, ale ma się ten urok osobisty

Max jakoś podejrzanie łaził za Kudłatym. Dziwne, bo podobno zwykle trzyma się daleko od odpadków i nieczystości.

Trzeba się było nałazić, ale...

spacerowanie po równinie mazowieckiej bywa znośne...

obfituje w brykanie po łąkach...

oraz buszowanie w zbożu...

a i glinianka jakaś się trafi...
W tej zalęgły się jakieś futrzaste krokodyle...

które w dodatku często wychodzą na ląd...

wtedy całe mokre polują na zbłąkanych wędrowców, żeby się koło nich otrzepać.

Wtedy dobijają zmoczonych nieszczęśników przebijając ich świdrującym spojrzeniem

Trzeba tylko uważać, żeby z łażeniem nie przesadzić. Koleżanka przedawkowała i rozbolała ją łapa

Wspaniały tort: a na nim kolega Oli, Bonita i sam nie wiem kto jeszcze. Zastanawiam się czy nie widzę tu Duśki? Ale nie jestem pewien. Natomiast z pewnością dostrzegam tam zamazane fragmenty Kudłatego. Jak się domyślacie kawałki z nim cieszyły się mniejszą popularnością

Borsuk często popatrywał z boku. Pewno chciał odpocząć od udawania że jest miły i sympatyczny.

Ale ucieplonym wyciągiem z winogron wcale się nie chciał ze mną podzielić

Muszę się też przyznać do niecnego czynu... znalazłem słonika i przypomniało mi się dzieciństwo - jak byłem mały też miałem swojego słonika

Dałem go troszkę potarmosić Duśce

później jeszcze tarmosiliśmy go wspólnie

i obawiam się, że wiele z niego nie zostało
Ale my z Duśką zawsze musieliśmy mieć zabawki "heavy duty" a i tak okazywało się, że wiele z nich nie zasługiwało na to określenie...

Bardzo nam się podobało. Może jak obiecamy, że przyjedziemy bez Borsuka i Kudłatego to nas jeszcze kiedyś zaproszą?

marieanne napisał(a):Ale macie fajne miejsce na spacery! I jak pusto
Eeee... o tej porze o której tam byliśmy to wszędzie jest pusto...
