Wszystko zmierza w mniej lub bardziej dobrym kierunku. Niedaleko naszego domu znalazłem wybieg dla psów i olbrzymią łąkę wokół gdzie ludzie wyprowadzają swoje pieski często zupełnie luzem. Chodzimy tam regularnie

W tygodniu rano godzinny spacer i krótkie przywitania z psimi kumplami na łące a w weekendy szaleństwo na wybiegu. Jego głównym zajęciem w domu jest teraz spanie

Gdy idziemy w kierunku wybiegu Hati mocno się ekscytuje, jego parcie na psy jest wtedy bardzo duże. Gdy wracamy z takiego 2 godzinnego weekendowego spaceru jest dużo lepiej - im większy stopień zmęczenia tym spokojniejszy pies...
I tu znów chciałbym prosić Was o radę.
Wybieg widać ze sporej odległości... Im bliżej wybiegu tym wzrasta ekscytacja psa. Gdy podchodzimy do wybiegu tak na 20m i w środku są inne psy Hati wpada jakby w amok. Zaczyna bardzo mocno ciągnąć smycz tak, że praktycznie nie można go prowadzić bo by mnie przewrócił, zieje z podekscytowania, piszczy i szczeka. Odstawia niezłe przedstawienie, a szczek ma donośny. Potrafi tak bardzo długo, praktycznie się nie uspokaja dopóki nie dojdziemy do wybiegu. Zajmuje to sporo czasu przez jego ciągnięcie a on zaczyna się wkurzać. Czasem zaczyna mnie oszczekiwać ponaglająco ale nie ma w tym agresji. Radzę sobie z tym na dwa sposoby...
Pierwsza metoda..
gdy zbliżamy się do wybiegu Hati idzie przy nodze. Gdy zaczyna zrywać komendę koryguję go słownie i tak idziemy dopóki korekty działają... czyli zwykle bardzo krótko. Gdy zaczyna ignorować korekty i mnie wyprzedza albo przyciągam go do nogi (nie szarpie go, ma założone szelki) albo zatrzymuję się i czekam aż poluzuje smycz i wróci do nogi. To wszystko działa w bardzo dużej odległości od wybiegu. Gdy podchodzimy bliżej niema szansy żeby sam wrócił do nogi, ciągnie smycz bez opamiętania i dostaje normalnego świra (tak jak opisałem wyżej). Przyciągam go wtedy do nogi, wydaję komendę siad którą zwykle ignoruje więc naciskam lekko zad. Z oporami ale siada - zieje wtedy strasznie, piszczy, szczeka. Często zamiast usiąść kładzie się z łapami wyciągniętymi do przodu i podniesionym zadem i szczeka - ewidentnie chce się bawić. Gdy taki postój trwa zbyt długo wyrywa do przodu więc staram się tak rozkładać czas postoju by ruszać w stronę wybiegu gdy choć trochę się uspokoi. Niestety każdy mój krok w stronę wybiegu powoduje jego gwałtowny bieg do przodu i mocne szarpnięcie smyczy. I tak pomału staram się z nim dojść na wybieg bez upadku i połamanych kości

Czasem gdy już przegnie chwytam za rączkę od szelek i prowadzę go siłą przy nodze (wkurza się wtedy strasznie). Założenie tego wszystkiego jest takie by pokazać mu, że idziemy w stronę wybiegu gdy jest spokojny i nie ciągnie ale to prawie nie możliwe gdy jest w takim szale. Dodatkowo coraz mocniej się nakręca i denerwuje na mnie. Gdy jesteśmy już przy furtce trochę się uspokaja. Chyba dlatego, że nie ma już gdzie ciągnąć a doskonale wie, że tylko tą drogą dostanie się do środka. Siada na komendę siad, otwieram furtkę, Hati czeka aż wejdę pierwszy (tak jest nauczony), i wchodzi. Gdy jesteśmy w przedsionku siada przy drugiej furtce, odpinam smycz, otwieram furtkę, wydaję komendę czekaj (w sytuacji z drzwiami lub furtką bez tej komendy pójdzie za mną), przechodzę do środka wybiegu czekam chwilę i zwalniam go komendą - pędzi wtedy do psów na zabawę.
Druga metoda...
gdy jesteśmy daleko od wybiegu i widzę, że Hati z podekscytowania już nie daje rady iść przy nodze każę mu usiąść czekam dość długo, odpinam smycz i zwalniam go komendą (chciałbym stopniowo zmniejszać dystans do wybiegu). Biegnie wtedy do wybiegu, dopada do płotu, zaczyna biegać wzdłuż niego. Gdy psy w środku podchwycą zabawę to tak sobie trochę wszyscy biegają. Przynajmniej wiem czego mogę się spodziewać po psach w środku, czy któryś nie przejawia agresji. Jeśli nie podchwycą zabawy szczeka wtedy strasznie, piszczy, harczy itp. Czyli znowu robi przedstawienie. Koniecznie chce by psy się z nim bawiły. Ogólnie po jakimś czasie dobiega do furtki - czasem sam zanim jeszcze dojdę do wybiegu i czeka aż przyjdę, czasem dobiega do mnie gdy już jestem przy furtce. Wejście na wybieg odbywa się tak jak opisałem wyżej.
W praktyce wygląda to tak, że biega luzem jeszcze zanim widać wybieg. Sposób pierwszy stosuję gdy przed wybiegiem są ludzie z dziećmi, jakiś mały piesek na smyczy itp - ogólnie w sytuacji gdy może namieszać w nadmiernej ekscytacji. Sposób drugi gdy sytuacja wokół wybiegu na to pozwala.
To ciągnięcie na smyczy i wpadanie w amok tyczy się właściwie kilku sytuacji... gdy trzeba dojść do wybiegu, gdy niedaleko jest inny pies na smyczy lub luzem, gdy widzi niedaleko człowieka którego zna (ale tu jest już dużo lepiej). Gdy inny pies jest na posesji Hati potrafi przejść przy nodze wzdłuż kilkunastometrowego płotu, gdy tamten pies ujada. Przychodzi mu to z wielkim trudem i ze smaczkami ale potrafi - warunek jest taki, że muszę mieć płot po prawej stronie gdy on idzie po lewej

inaczej nic z tego. Gdy odległość jest większa (ok. 5 metrów - akurat mijamy taki dom dość często) potrafi iść przy nodze nawet od strony płotu. Początki były ciężkie bo prawie nie szło z nim tam przejść tak ciągnął - z czasem i mnóstwem ćwiczeń przy różnych domach (sąsiedzi nie mieli lekko

) Hati się trochę "ogarnął". Gdy pies jest po drugiej stronie ulicy też idzie przy nodze. Niestety wybieg jest tylko jeden i nie zawsze są na nim psy więc możliwości ćwiczeń są mocno ograniczone.
Powiem szczerze, że momentami gdy mnie ciągnie lub szarpie za smycz jestem już bliski utraty cierpliwości. Staram się by wszystko odbywało się bez nerwów ale nie wiem na ile jeszcze starczy mi sił. Ani razu mu nie odpuściłem i jeśli był na smyczy to na smyczy do wybiegu dochodziliśmy. Ani razu nie wszedł na wybieg przede mną lub bez zwolnienia komendą (choć musiałem go czasami korygować). Te sytuacje są dla nas obu mega stresujące. Hati bankowo ma rozwolnienie po wybiegu.
Hmmm... trochę się rozpisałem. Jeśli ktoś doczytał do tego momentu to dziękuję. Za wszelkie rady będę ogromnie wdzięczny a Hati jeszcze bardziej
