Kochani na wstępie chciałam podziękować wszystkim tym, którzy nas dopingują i wspierają czego wyrazy mam codziennie. Naprawdę Mufka jest wielką wartością sama w sobie ale wraz z nią dostaliśmy coś czego sie nie spodziewaliśmy - znajomość z gronem wspaniałych Ludzi :)
A teraz po kolei
Jak już pisałam sobota była koszmarem, niedziela już lepiej, w poniedziałek tak samo nie było źle choć Mufka miała cały czas zupełnie bezwładny tył.
We wtorek zaczął się następny koszmar. Mufka od rana znowu dostałą dreszczy, była niespokojna i dysząca. Pojechałam do weta - okazało się, że niestety znowu ma zastój moczu - udało się ją wysikać. Weterynarz podał jej steryd, nivalin i miligamman. Wróciliśmy do domu i po kilku godzinach względnego spokoju znowu się zaczęło. Mufka całą noc się męczyła, ja zaczęłam mieć myśli ,,ostateczne" ale koło 6 rano troszkę się uspokoiła (chyba wyczuła o czym myślę to się ogarnęła) o 7 dostała znowu nivalin i wit b i od 9 zbowu sie zaczęło... dyszenie i charczenie... Co było w mojej głowie to już się możecie domyślać... a w południe sucz się ogarnęła i zapragnęła żeby jej pomóc wyjść do ogrodu (pierwszy raz od 5 dni) połaziła z moją pomocą i zrobiła mega wielką kupę

i jakby jej od tej pory wszystko odpuściło. O 17 zażyczyła sobie znowu wyjść na dwór i zażądała stanowczo wyjścia na ulicę

poszła do końca ulicy i z powrotem (jakieś 600 metrów) robiąc wszystko co trzeba

po drodze.
Noc była spokojna i dzionek jest też miły:) (odpukać) Rano zrobiła siuku, po 11 byłyśmy znowu na ulicy na spacerku, potem nie chciała wracać do domu i łaziła sama po ogródku przez godzinę:)
W tym momencie nie wiem na ile jej stan jest zasługą komórek a na ile sterydu ale jedno zauważyłam - przed podaniem komórek Mufka po 10 minutach leżenia na dworze dostawała dreszczy (widać, że była zupełnie nieodporna na zimno) a dziś leżała ponad pół godziny i nic, zero dreszczy.
Bezpardonowo poprosimy o jeszcze więcej ciepłych myśli:)
I czekamy...