Redus zdecydował się odejść....Nie, nie umarł sam z siebie, dał mi po prostu wyraźnie do zrozumienia, że ma dość i to ten dzień, kiedy mam mu pomóc pożegnać się z tym światem. Ostatnie tygodnie były różne. Spał całymi dniami, wychodził na jeden powolny spacer dziennie, głównie po to, by się załatwił, jadł w miarę dobrze. Bywały dni, gdy apetyt miał mniejszy, nie załatwiał się, był niespokojny. Nie był w stanie sam się podnieść, prawie zawsze trzeba było mu pomagać, unosząc za brzuch. Ostatnie 2-3 tygodnie spałam obok niego na parterze, bo bał się być sam. W poniedziałek nie chciał zjeść śniadania. Po 2 godzinach próbowałam go namówić, ale odmawiał dalej jedzenia. Gdy chciałam zabrać go na spacer, zawrócił od furtki i powlókł się do ogrodu na trawnik. Z tego ogrodu już na rękach zabrałyśmy go z młodszą córką do domu. Miałam wrażenie, że już nie mam z nim kontaktu. Jeszcze ożywił się , machnął ogonem, gdy z ręki nakarmiłam go resztką pieczonego kurczaka, ale gdy nie był już w stanie ustać na łapach, decyzja była jedna. Najbardziej bałam się, że może zaistnieć sytuacja, gdy Redus nie będzie miał siły chodzić, a jeszcze będzie mieć apetyt i chęć życia. Ale całe szczęście wszystko potoczyło się błyskawicznie i wyraziście. Nie miałam wątpliwości, że naszego psa opuściły siły życia. Moja druga córka, weterynarz, przestrzegała, że przy jego problemach z sercem, lepiej dokonać eutanazji, bo wcale nie ma pewności, że Redus po prostu spokojnie zaśnie, raczej grozi mu obrzęk płuc . Więc zrobiliśmy to dla niego.
Redus był kochanym, poczciwym psem, zawsze w dobrym humorze, przyjacielem kotów, jeży i innych psów ( ze szczególnym uwzględnieniem golden retrieverek). Był takim psem, jakiego zawsze chciałam mieć, albo raczej- z jakim chciałam mieszkać pod jednym dachem: łagodnym, spokojnym, nieszczekliwym, ale nie tchórzliwym...Poza upodobaniem do kopania dołów w rabatkach, nie popełnił żadnych poważniejszych wykroczeń

. Lubił- gdy był jeszcze młodszy, wędrówki po lesie. Nie lubił wody, w potoczkach zawsze moczył tylko łapy. Ostatnie lata dużo podróżowaliśmy, jeździł z nami. Okazało się, że za granicą możemy...mogliśmy bez problemu wejść do każdej restauracji: pies grzecznie kładł się pod stołem, szczęśliwy, że jest z pańciostwem...Ostatnie lata spędził praktycznie nie rozstając się z nami, zawsze któreś z nas było przy nim.
Jest nam smutno, dom jest pusty, ale mamy wiele miłych wspomnień, a przede wszystkim świadomość, że Redus naprawdę dożył swoje życie do samego końca. I prawie do końca czuł się nieźle.
Śpij spokojnie, Redziu. Pewnego dnia znów się spotkamy, jestem tego pewna.