Maniek całą drogę grzecznie przesiedział i nie wymiotował (co mu się już raz zdarzyło w drodze do Legnicy

Zaparkowaliśmy auto kawałek od gabinetu, co było małym błędem, ale do rzeczy...
Doktor przyjął nas od razu, całość wizyty przebiegała bardzo szybko i bardzo sprawnie. Mąż posadził Mańka na specjalnym legowisku. Pies był trochę wystraszony, ale kiedy tylko do niego podeszłam lub obydwoje coś do niego mówiliśmy, to zaczynał merdać ogonem jak szalony <to w Berneńczykach jest cudowne - okazują pozytywne uczucia nawet w sytuacjach dla siebie trudnych> Doktor zniknął i za chwilę pojawił się w gabinecie. Nie zdążyłam dokończyć zdania, a Maniek był już po zastrzyku... W ogóle się nie zorientował, że go coś ukuło!!!
Na poczekalni Maniek zaliczył zjazd w 3 minuty. Najpierw usiadł, a po chwili jego przednie łapy wyślizgnęły się przed niego samego i Maniek już leżał. Dostał wcześniej miskę na wym i ociny, ale nie raczył z niej skorzystać

Asystowaliśmy przy zdjęciach i oprócz bioder poprosiliśmy również o prześwietlenie łokci. Poszło bardzo sprawnie. Za minutę doktor pojawił się ze zdjęciami - nastąpiła chwila niepokoju... Zdjęcie wisi, ja się jemu przyglądam i za chwilę pierwsza głośno (samowolnie) komentuję: ... jest DOBRZE... <uff, uff>
Doktor ogląda, tłumaczy nam wszystko i mówi puentując, że jest nawet lepiej niż dobrze. Łokcie też w porządku - wyrostki wykształcone prawidłowo.
Ułożenie łap Mańka jest nietypowe, ale powinniśmy dać mu czas... Wizyta nas (a przede wszystkim mnie) uspokoiła.
Maniek podgryza ściany - mam więc zalecenie, żeby sprawić mu jakiś dobry preparat wapniowy. Postanowiłam również, co dwa/trzy dni dawać mu preparat na stawy. Pan doktor nie miał nic przeciwko

Czeka nas na pewno jeszcze jedno prześwietlenie, jak Maniek ukończy 12 miesięcy. Do tego czasu mamy spokój ducha (nie ma zaczątków dysplazji ani wizji zabiegów zapobiegawczych) oraz pozyskaliśmy doświadczenie, jak wygląda prześwietlenie <przed, w trakcie i po>
Maniek nie mógł nic jeść i pić tego dnia. Całą drogę przespał w aucie, w domu był trochę nieprzytomny. Siusiał jak najęty. Raz chyba z trzy minuty!!!
Dzień "po" wszystko wróciło do normy, a może jednak nie... bo Maniek wariował jak za dwóch <nadrabiał ten jeden "stracony" dzień>
