Choroba uwidoczniła się z końcem sierpnia 2017 roku, początkowo niewinnie, Dalia zaczęła zostawiać trochę pokarmu w misce ze swej normalnej porcji.
Potem doszły problemy z wypróżnianiem - pies się napinał, ale robił mało lub wcale w wielu podejściach. Zauważyliśmy wymioty. Szybko do wet., myśleliśmy, że coś połknęła, czymś się zatkała.
USG 2x nic nie wykazało. Wyniki badań morfologicznych w normie. Pies dalej nie dojadał i miał problemy jak wyżej. Zrobiono serię lewatyw, licząc, że to może jakieś zatwardzenie. Pies zaczął odmawiać pokarmu, jadł bardzo mało. Zmieniliśmy karmę z suchej, której już nie chciała tknąć na domową pełna przysmaków – też bez większych efektów.
Po kilku dniach kolejna wizyta tym razem już w poważniejszej lecznicy, dobrze wyposażonej i z doświadczona Panią chirurg wet. Zrobiono kolejne badania morfologiczne, USG, RTG, macano palpacyjnie - niczego podejrzanego nie było widać, żadnych guzów czy innych problemów. W jednym miejscu na RTG jakieś niby zacienienie w jelicie grubym, możliwa przyczyna zastoju.
Zasugerowani przez Panią chirurg wyraziliśmy zgodę na otwarcie jamy brzusznej. Oczekiwanie i straszne informacje: zmiany wielonarządowe. Pozrastane, pościągane z drobnymi guzkami jelito grube, ściana pęcherza z widocznymi zmianami. Większych guzów nie znaleziono.
Pobrano wycinki z chorych miejsc, (wysłano potem do badania do Niemiec). Pytanie czy wybudzamy, nawet przez myśl nam nie przechodzi aby już się poddać. Lekarka spróbowała w miarę możliwości poudrażniać jelito grube, sunia się wybudziła, ale poinformowano nas, że zostało jej już tylko około 3 miesiące życia (od tej operacji przeżyła 5 miesięcy).
Jej stan się początkowo jakby trochę poprawił, zaczęła się więcej wypróżniać, choć nadal z trudem, przyjmować trochę więcej pokarmu. Nadal występowały okresowe wymioty, pojawiło się ślinienie gęstą śliną. Nawet wznowiliśmy spacery. Nie chcieliśmy się pogodzić z tym, że nadchodzi jej nieubłagany koniec. Zaczęła chudnąć i słabnąć. Przyszły wyniki badań histopatologicznych – komórki rakowe i/lub zapalenie wielonarządowe, dziwnie niejednoznaczne. Zaczęto podawać sterydowe i inne leki plus suplementy. Wciąż mieliśmy nadzieję. Sprowadziliśmy nawet serię nowych leków, które miały mieć nieźle udokumentowaną zdolność zmniejszania guzów.
Niestety szczęśliwego końca nie było. Dalia z każdym dniem słabła i chudła, często wymiotowała i toczyła gęstą ślinę, miała problemy z wypróżnianiem, robiła to tego wielokrotne podejścia, często bez efektów. Nie chciała jeść, a jeśli zjadła nieco więcej po wielu namowach – przeważnie zwracała. Chcieliśmy aby doczekała wiosny, słońca. Ostatnie tygodnie stała się apatyczna, nic jej nie cieszyło, preferowała samotność w ogrodzie, do domu trzeba było ją zabierać siłą aby nie zmarzła, Strasznie wychudła, zaczęła poruszać się z trudem. W końcu trzeba było jej pomagać wstawać i chodzić. Nie było widać oznak bólu, dlatego tak trudno było nam podjąć ostateczną decyzję. Dwa dni temu przestała wstawać, a postawiona leciała przez ręce. Była w pełni świadoma do końca, wodziła za nami swoimi mądrymi oczami.
Ostatniego dnia dane nam było jeszcze posiedzieć wspólnie całe popołudnie przy przepięknej pogodzie na tarasie w pierwszy naprawdę ciepły dzień tej wiosny. Powspominaliśmy, głaskaniom i mizianiom, ale i łzom nie było końca. Dalia leżała sobie spokojnie na swoim posłaniu, napiła się , pojadła sporo o dziwo jak na jej stan różnych smakołyków, choć jakieś zmiany chorobowe spowodowały, że gryzła i połykała z trudem. Nawet trochę kiwała ogonem, bo zawsze była bardzo szczęśliwa i uśmiechnięta, gdy Jej ludzie byli wszyscy razem z Nią. Pożegnał się z nią wielki landseer sąsiadów i pojechaliśmy w ostatnią podróż do naszej lek. Wet., którą Dalia od dawna znała i się u niej nie stresowała. Do końca patrzyła mi w oczy mądrze i spokojnie, gdy trzymałem jej głowę w swoich dłoniach, a gdy zasypiała ostatnim co widziała były nasze twarze… Przeżyła tylko 7 lat…
Nie daje mi spokoju myśl: co było przyczyną tej choroby nowotworowej. Z przykrością i pewnym poczuciem winy skłaniam się ku myśli, że karma. Dalia podstawowo całe życie karmiona była rzekomo bardzo dobrą, drogą i wszędzie polecaną i sprzedawaną nawet przez wet. suchą karmą, którą chętnie jadła dopóki była zdrowa, i zapewne zawarte w niej konserwanty i inne świństwa przyczyniły się do powstania nowotworu i jej przedwczesnej śmierci.
Poczytałem trochę bardziej bezstronnych rzeczy na temat suchych karm. Niestety na całym świecie wydaje się istnieć korelacja pomiędzy pojawieniem się suchych karm, a wzrostem ilości nowotworów u psów.
Tak kończy się historia naszym zdaniem Najwspanialszego Psa i Przyjaciela, jaki kiedykolwiek chodził po Ziemi. Dalia w naszych wspomnieniach pozostanie na zawsze nie z czasu choroby, gdy była już tylko cieniem swej dawnej świetności, ale gdy radośnie i niestrudzenie z nami podróżowała, przemierzała górskie i inne szlaki, i gdy w chwale po znakomitych ocenach wygrywała wystawy.

Obrazek został zmniejszony.

Obrazek został zmniejszony.

Obrazek został zmniejszony.

Obrazek został zmniejszony.
Więcej zdjęć i temat o naszej Dalii:
http://www.szwajcary.com/viewtopic.php?f=28&t=8421