Niestety, Koko jest czujna i wtyka swój nos w każdą podejrzaną sytuację. Zdobienie sesji zdjęciowej
maluchom chyba się odwlecze do czasu jak Koko zajmie się bardziej sobą.
W związku z tym i wczorajszą deklaracją - mała kompilacja na otarcie łez.
Zaraz po narodzeniu.

Numer dwa w akcji. Nazwa kodowa - "Blondi"

W parze z "Pierwszą". Zawody kto więcej i szybciej.

Samoczwart.

Po śniadaniu. Chyba szóstym.

Z lotu muchy... Aaaa, coś czerwonego w tle przebija.

... i z profilu.

Numer 4. Nazwa kodowa "Suńka" (najmniejsza).

"Blondi" w drugim dniu życia.

Śpiąca "Pierwsza".

Mleko uuusyyyypiaaaaaaa...

Sen u mamy o rzece mleka.

Orzeł?

Nasz "Facet", jak to facet. Najadł się i śpi...

Termin był wyliczony na środę 28 maja i tak pokazywał licznik na stronie www. Cała akcja porodowa
zaczęła się drapaniem w podłogę w noc poprzedzającą dzień wyliczony wg literatury fachowej

.
Drapanie połączone z niekończącymi się spacerkami po podwórku, kopaniem dziurek w ziemi
i popiskiwaniem z ulubioną zabawką w zębach trwało całą środę. Temperatura jednak praktycznie
była stała, bo mierzona od kilku dni wahała się od 37,4° do 38,2°C.
Np rano w środę było 37,8° w południe 37,4°, a wieczorem ponownie 37,8°C.
Coś jednak się zmieniło koło północy, bo Koko zaczęła intensywniej chodzić i była bardzo niespokojna.
Nie było dłuższej chwili niż 2 minuty względnego spokoju.
Około 2 w nocy zaczęła wychodzić na małe siku i jeszcze mniejsze kaku. Dochodziło do paranoi bo robiła
to co kilkanaście minut!
Kiedy już przycinałem komara na fotelu, a broda uciskała mi mostek, nagle usłyszałem pisk.
To była "Pierwsza".
Przyznaję, przeoczyłem ten moment, ale była 5:48 i umknęło mi te kilkadziesiąt sekund.
Na szczęście w porę się ocknąłem, bo Koko nie za bardzo chyba wiedziała co ma robić. Pokazałem jej,
że ma dziecko i nagle załapała, że stan wolny i żarty się właśnie skończyły.
"Pierwsza" ważyła 580 gramów i jak się później okazało była (i jest nadal) największa i najżarłoczniejsza.
Po niecałej godzinie o 6:38 pojawiła się "Blondi" w kategorii średniej z wagą 520 gramów, za to z filuternym
białym kosmkiem na karku, czemu zawdzięcza swoją nazwę kodową.
Nastąpiła spora przerwa na ochłonięcie dla nas i odpoczynek dla Koko, trwająca prawie 3 godziny, bo o 9:23
pojawił się pierwszy "Facet" w tym babińcu z wagą 525 gramów i czymś małym między nóżkami...
Tym razem przerwa był mniejsza, ale nasze jakże skromne doświadczenie akuszerskie było już większe
od zera - czyli ogromne, więc nie daliśmy się zaskoczyć, gdy o 10:03 pojawiła się "Suńka" - nasza kruszynka
ważąca 475 g.
Co było później napisałem już wyżej więc pominę milczeniem stres w jaki daliśmy się wpędzić, ale w końcu,
co nas nie zabije to wzmocni.
Po jednym dniu maluchy przybrały już nieco, ale najwięcej oczywiście potężna "Pierwsza" bo z 580 skoczyła
na 620 gramów, "Blondi" tylko 20 bo na 540 gramów, a "Facet" dwa razy więcej bo z 525 na 565 gramów.
Drobna "Suńka" "przytyła" tylko 25 gramów, ale w mądrych książkach piszą, że powinna nadgonić.
Chyba wiedzą co piszą.
Co dalej - życie pokaże. Koko jako mama sprawdza się chyba dobrze. Piszę chyba, bo nie mam porównania,
ale na moje oko jest OK. Praktycznie cały czas poświęca maleństwom i ich każdy ruch czy pisk zwraca jej uwagę.
Broni ich też mocno, więc jakakolwiek sesja zdjęciowa z prawdziwego zdarzenia jest niewykonalna,
bez zestresowania jej i maluchów. Na to trzeba będzie więc jeszcze poczekać.
Pozostają zdjęcia robione w kojcu przy lampie (niestety).
To tyle na razie z grajdołka w Grudnej, do której w końcu chyba się przeprowadziliśmy na stałe, co jest
jeszcze jednym pozytywnym akcentem całego wydarzenia. Wprawdzie do końca remontu jeszcze daleko,
ale Koko to nie przeszkadza, więc...
