Dzięki wielkie za życzenia i dobre słowo.
Czas już pewnie wielki na podsumowania, ale jakoś jeszcze nie mogę ochłonąć po rozstaniach,
zwłaszcza ostatnim - z ARESEM. Miałem cichą nadzieję, że nie znajdzie się chętny i wtedy
będę miał argument wobec żony, aby jednak został z nami. Bardzo tego pragnąłem w duchu
i chyba za bardzo się do tej myśli przyzwyczaiłem, bo kiedy jednak odjechał to....
Koko też strasznie tęskni do dzieci, stale ich szuka i kwili jak niemowlę. Serce pęka ...
Jutro jednak się chyba zobaczymy z Aresikiem i mamy nadzieję, że to coś zmieni na lepsze...
Kiedy Koko powiła swoje dzieci, byłem w skowronkach, napisałem tu nawet, że każdemu życzę
takich przeżyć. Teraz jednak przestrzegam. To sport dla twardzieli lub ludzi pozbawionych
skrupułów. Zwłaszcza prowadzący hodofle wygrywają, bo dla nich z reguły liczy się tylko kasa.
Nie znaczy to oczywiście, że każdy hodowca to człowiek bez serca! Chcę tylko powiedzieć,
że jak dla mnie to zbyt duże wyzwanie i jakoś nie mógłbym tak żyć.
Na szczęście od początku wiedziałem, że to będzie pierwszy i zapewne ostatni miot w naszej
hodowli, więc jest mi łatwiej myśleć o przyszłości. (Jako człowiek doświadczony napisałem
"zapewne" bo już wiem, że nigdy nie należy mówić "nigdy").
Jeszcze raz dziękuję wszystkim za pomoc, dobre słowo i słowa uznania dla naszych szczonków.
Oby rosły w zdrowiu i sprawiały samą radość swym opiekunom, a nam i Koko przysparzały dumy.
Koko i dziadek Krzysztof
