Filecik opowiada swoją historię...
Miałem 2 miesiące,gdy przyniosłeś mnie do swojego domu.Cudowne dni,spędzone na zabawie z twoimi dziećmi.Kilka wspaniałych miesięcy.Ostatnimi czasy,coraz częściej kuliłem uszy,gdy słyszałem:
durny kundel! znowu nasikał !Popatrz! zniszczył moją zabawkę! Zrób coś z nim!
W zeszłą środę zabrałeś mnie na spacer,skakałem wesoło chwytając Cię za mankiety.Odeszliśmy daleko,daleko od domu,nie znałem tego miejsca...
W ostatnim odruchu człowieczeństwa schowałeś do kieszeni stalowa linkę i zawiązałeś mi na szyi sznur.A potem szybko,zanim zdażylem się zorientować, odszedłeś nie oglądając się za mną .
Krzyczałem z całych sił .Krzyczałem ze strachu i rozpaczy cały następny dzień i noc. Mój głos niósł się po okolicy daleko poza ściane lasu.Jestem duży i silny, ciągle wierzyłem,ze uda mi się uwolnić i pobiec do Ciebie...
Szarpałem w kierunku,w którym zniknąłeś -tam mam najgłębsza ranę.Nie czułem jak sznur rani mi skore,jak w końcu rozrywa mięśnie. Ból rozpaczy i porzucenia byl silniejszy od bólu fizycznego. Nie milkłem ani na chwile.I w pewnym momencie,po kilkudziesięciu godzinach wołania mój krzyk usłyszał człowiek!
Balem się i cieszyłem jednocześnie.On drżał z przejęcia i ja drżałem,gdy nożem przecinał powroz.
Wolny! pobiegnę do domu! nie bylem wstanie usłyszeć jego nawoływań.Do domu! do domu! do pana!
Tylko...gdzie mój dom?
Biegalem w kółko, omijając miejsce mojej kaźni . Az do utraty sił.Dwa razy zobaczyłem ludzi,ale nie,nie podejdę,to obcy. Cos do siebie mówili. Chciałem podejść,ale nie...ludzie nie sa bezpieczni :(
Bylem już głodny,bardzo głodny.Nie wiedziałem gdzie jest dom i nie wiedzialem,gdzie mam iść.
I nagle... przez wszystkie zapachy lasu i łąki przebił się jeden-najwspanialszy! zapach jedzenia! Dużo,duzo jedzenia. Jadłem w pospiechu,dławiąc się..
Nie odszedłem już z tego miejsca. Połozyłem się i czekałem. Ludzie pojawiali sie, cos sobie pokazywali, kładli jedzenie i odchodzili, pozwalając mi napełnić żołądek.
Po trzech dniach Człowiek usiadł na łące, zaczął do mnie mówić. Nakarmił..
Nie odchodził, mówił spokojnie i dużo. Bałem się, ale chęć przytulenia się do jego kolan i poczucia sie bezpiecznym, była silniejsza.
Nie odchodził,nie chwytał mnie,wiec dotknalem nieśmiało nosem jego reki,a potem...potem,gdy usłyszałem:
"co oni ci zrobili pieseczku"
cos we mnie pękło i zaczałem go lizać po
twarzy, wszedłem na kolana i zacząłem opowiadać o całej rozpaczy ostatnich dni,o tym,jak bardzo balem sie w lesie, jak było zimno w nocy, jak tęskniłem. Widziałem, ze on nie skrzywdzi i bardzo chciałem znowu poczuć się małym szczeniakiem.
Proszę, pomóżcie nam znaleźć dla niego dom




Oto link do jego wątku w off topicu viewtopic.php?f=3&t=2390&st=0&sk=t&sd=a