Natasza,
brałem pod uwagę trzy rasy.
Po pierwsze tę, którą już mam - bouvier. Na podstawie doświadczeń z moja sunią i kilkoma innymi znajomymi bouvierami mogę powiedzieć, że to cudowana rasa. Sprawdzają się wszystkie gazetowe zachwyty i pochwały. Wobec obcych zachowuje wielki dystans. Bez agresji, ale także bez jakiejkolwiek czułości. "Dystanas" to najlepsze słowo. Za to w stosunku do rodziny po prostu niezaspokojony pieszczoch. Zawsze mu mało drapania za uchem, przytulania, czułych słówek, patrzenia w oczy. Do tego wrodzone zdolności do stróżowania i obrony. Taki pies, co to byle co go z równowagi nie wytrąci i zwady nie szuka, ale jak trzeba, to odda życie za członka rodziny. Uczy się może nie tak szybko jak labrador, ale jak sie już czegoś nauczy, to w przeciwieństwie do labradora nigdy nie udaje, że zapomniał

Nie prowadzi z panem żadnych gier. Prostolinijny, opanowany, oddany, czuły. Krótko mówiąc - owczarek w najlepszym wydaniu.
Jak dla mnie ma jednak dwie poważne wady.
Jedna to włosy, które trzeba bardzo regularnie czesać i strzyc, a (przynajmniej broda i wąsy) także bardzo często myć. W przeciwnym wypadku pokrywa włosowa nie pełni swojej roli, a pies ponadto wygląda niechlujnie i ... co to dużo mówić, śmierdzi jak stary mokry koc (te rozkładające się resztyki karmy na mokrej brodzie, to coś w czym niechybnie jak każdy rasowy pastuch wytarza się na spacerze ...). Niby żaden kłopot, ale tylko pod warunkiem, że pies to jakoś znosi. Moja sunia i znane mi bouviery (inaczej niż podaje się w literaturze) znoszą to kiepsko. Po gruntownym czasaniu (ok. 2 godzin), czy strzyżeniu (ok. 6 godzin) deprecha PRZYNAJMNIEJ na cały dzień. Po zwykłym myciu brody jest nieszczęśliwa przez godzinę - zaszyje się w kącie i tylko strzela takim smutnym spojrzeniem (w sensie: dlaczego mi to zrobiłeś?). Pomijam, jak wygląda dom po takim myciu.
Druga wada bouviera to fakt, że obecnie w renomowanej hodowli trudno już kupić psiaka bez kopiowanego ogonka. Dominują te z ogonami nieciętymi. I wyglądają z tymi kitami jak sznaucery z doklejonymi pióropuszami. Ja wiem, że z mojej strony to płaskie, że nie o wygląd powinno chodzić, tylko o serce, ale jakoś nie mogę się przekonać. Przynajmniej póki co.
Po drugie dog de bordeaux. Łagodny odstarszający olbrzym. Trudno go wyprowadazić z równowagi, ale też trzeba być szleńcem, żeby tego próbować. Na ile udało mi się zorientować, tu także wszelkie zachwyty na charakterem znajdują potwierdzenie w praktyce. Tylko ze zdrowiem w życiu jest podobno znacznie gorzej niż w teorii. Realna średnia życia nie przekracza, zdaje sie, 5-6 lat. I to życia pełnego chorób. Po doświadczeniach z moją bouvierką wiem, że taki pies jest nie dla mnie. Jak się oczywiście trafi chopry egzemplarz (co się zawsze może zdarzyć), to będzie ze mną. Ale żebym świadomie ryzykowną rasę wybierał, to nie.
I szwajcar. Jak już do tego dojdzie, do końca będzie walczył u mnie o pierwsze miejsce z bouvierem. A który wygra? Ano, zobaczymy. W ostatnią sobotę właśnie moją sunię strzygłem. Nawala mi kręgosłup, a pies jest wciąż trochę obrażony, że ukochany pan taki się okazał podły. W tej chwili prowadzi więc szwajcar.