przez aga.galin » 2010-02-07, 01:26
Witam serdecznie!
Jestem bardzo poważnie zainteresowana adopcją tej psiny.
Jestem typową "psiarą" od urodzenia. Wszystkie moje psy były zawsze przygarniane ze schroniska. Od kilku lat nie mam psa - i był to w pełni świadomy wybór - zależało nam z mężem przede wszystkim, aby najpierw podrosły nam trochę dzieci (pies jako przyjaciel rodziny nie może być narażony na "targanie" za ogon, a i my wiecznie zmęczeni i niedospani nie mielibyśmy radości z posiadania czworonoga). W zeszłym roku kupiliśmy duży dom, mieszkamy razem z moją mamą, Hania ma 2 lata, a Konrad 5,5 - więc uważamy je za "podrośnięte".
Podjęliśmy decyzję o przygarnięciu psa. Przygotowywaliśmy na nią dzieci. Sprawdzaliśmy, jak reagują i zachowują się w obecności psów znajomych, czy napotkanych na spacerze. Przyznam się jednak, że zakiełkowała we mnie pewna obawa. Waham się przed wzięciem psa ze schroniska, o którym tak naprawdę nic nie wiem - jaki ma charakter, jaką krzywdę mu wyrządzono - boję się narazić dzieci na niebezpieczeństwo (chociaż może to za duże słowo - ale agresja w stosunku do dzieci też bywa powodem porzucenia psa i różnie może zareagować pies, który z dziećmi akurat nie miał dotąd styczności ), a z drugiej strony serce by mi pękło dopuszczając do siebie myśl, że nie dam rady zostawić psiaka...
Doszłam do wniosku, że musi to być pies, o którym wiem chociaż mniej więcej, czego się spodziewać. Mam więc do wyboru:
- szukanie właściciela, który z różnych powodów życiowych musi swojego psa oddać
- zdecydowanie się na psa rasowego.
W drugim wariancie nie dopuszczam do siebie myśli zakupienia psa za kilkaset złotych i dołączenia do grona snobistycznych znajomych z dumą prezentujących w parku piękno swoich pupili (nie chcę urazić właścicieli rasowych psów - ale wielu ludzi kupuje niestety psy na pokaz, a jak jeszcze widzę ogłoszenia: "Zamienię Beagla 2 lata na Maltańczyka" to mnie krew zalewa). Szukam więc od dłuższego czasu psa rasowego, ale porzuconego, który nas potrzebuje, chcę w ten sposób pozostać wierna swoim ideałom.
Tak naprawdę, to myślałam o Grecie - ale proszę mnie zrozumieć - nie chcę, żeby dzieci przeżywały chorobę, leczenie, czy (nie daj Boże) jej "odejście". Baster jest młodszy. Jego wrażliwość i paniczny lęk przed weterynarzem przypomina mi mojego syna - i jego fobie z fryzjerem - płacz i krzyk: "Mamo nie rób mi krzywdy, to boli, ratunku!" (obcinam go niestety sama, bo z wszystkich salonów nas już wyprosili). W końcu każdy się czegoś boi...
Rozpisałam się, że aż nieładnie. Proszę dać mi szansę i rozważyć możliwość przeprowadzenia procedury adopcyjnej Bastera.