Anna Rozalska napisał(a): Dysplazja u psa może być spowodowana złym żywieniem szczeniaka lub np. obciążaniem stawów biodrowych przez chodzenie i schodzenie po schodach
Nie zgadzam się z Tobą że te czynniki powodują dysplazję - jest tak jak napisała iwona_k1, czyli:
iwona_k1 napisał(a):Przyczyną schorzenia jest odziedziczona skłonność do zbytniego rozluźnienia stawu biodrowego. W każdym przypadku jest chorobą genetyczną..
Istnieją również inne czynniki, które mają wpływ na rozwój dysplazji stawu biodrowego u psów
Preparaty typu Cortaflex, Arthroflex etc. poprawiają jedynie "smarowanie" i mogą przynosić ulgę choremu psu. Podawanie ich profilaktycznie to bajka, chociaż sam to robiłem, ale teraz wiem że z pewnością nie leczą dysplazji... chociaż niestety o ironio w naszym przypadku okazały się potrzebne właśnie po to by "smarować" to co genetycznie okazało się niedoskonałe.
Dysplazję mogą przenosić nawet psy które mają w rodowodach pięć pokoleń wstecz przodków z HDA - wystarczy że w którymś z krajów ktoś zinterpretował lekkie HDB jako HDA lub po prostu zrobiono zdjęcie w takim momencie że dysplazji nie dało się zdiagnozować lub wystąpiła we wcześniejszych pokoleniach. Oczywiście wtedy prawdopodobieństwo jest bardzo niskie, ale jak widać na naszym przykładzie realne...
Oczywiście to nie wina hodowcy. Wszystko co może zrobić to dołożyć najwyższej staranności w doborze hodowlanym, a jak wyjdzie jakaś "buła", to o ile istnieje taka potrzeba wspierać mentalnie, merytorycznie lub finansowo (to chyba dość rzadko spotykana forma szczególnie w tak chorowitej rasie jak berny, ale w innych rasach widziałem nawet takie zapisy w umowach sprzedaży szczeniąt - nie twierdzę że to dobry czy zły zapis...).
Ja nie mam żalu do naszego hodowcy bo wiem że zrobił wszystko co konieczne, żeby taki przypadek wykluczyć. Szczerze mówiąc to jesteśmy Beacie bardzo wdzięczni bo Kruchy zmienił nasze życie na lepsze. To bardziej żal do losu - coś w stylu "dlaczego akurat on?" - chociaż jak teraz patrzę jak dobrze czuje się po tej artroskopii to w zasadzie o tym nie myślę a jedynie mam nadzieję że do końca życia (oby było jak najdłuższe) nie będzie miał problemów z poruszaniem się i cieszę się że to nie jakieś inne dużo gorsze świństwo jak rak albo coś w tym guście...
Nam akurat było potrzebne jedynie wsparcie mentalne i takie otrzymaliśmy od hodowcy w 100% - jaska od zawsze cierpliwie wysłuchuje o wszystkich naszych przygodach począwszy od MMS-ów z konsystencją kupy u szczeniaka, a skończywszy na problemach z dysplazją
Powodzenia w leczeniu - oby wszystko było dobrze!