No pewnie, ze to trudne. Jak wzięliśmy Rawkę, to przez pierwsze parę dni czuliśmy sie trochę jak wdowa, która nad trumną męża rozgląda sie za kolejnym facetem. Pies jest dla nas członkiem rodziny i jego strata jest bardzo bolesna. Ale myślę, że jeśli mamy w naturze potrzebę kochania i opiekowania sie stworami to trzeba dać szansę następnym zwierzakom. Wspomniałam o dalmatyńczyku0 w podeszłym wieku... Pirus już ponad rok temu miał poważne kłopoty z chodzeniem. Tylne łapy czasami ciągał za sobą, bolało go. Jeszcze trochę a pewnie trzeba by go było uśpić - bo co ma zrobić pies, który nie może chodzić. Ale z racji jego wieku i tego, ze mu na Tęczowy Most zdecydowanie bliżej niż dalej... zdecydowaliśmy z lekarzem na podanie sterydów. Nie wyleczą go one, ale za to uśmierzają ból. Pirus na sterydach czuje sie jak młody bóg. Biega, jest wesoły, energiczny. Ale wiemy, ze to trochę złudne. Słysze jego kaszel, z którym nic już sie nie zrobi, patrze w jego oczy, które choć żywe to już są stare. Wiem, ze może odejść za rok, za dwa, ale też za chwilę...Tez chcę by żył jak najdłużej ale psy nie żyją wiecznie. A na nowego domownika trzeba się przygotować. Trzeba poznać rasę, jej wymogi, przemyśleć temat, zastanowić się, czy się da radę. Mój Grześ bardzo lubi wyżły, ale po doświadczeniu z Negrą, już na wyżła sie nie zdecydujemy. Prz naszym trybie życia i niskich płotach (musiały by być chyba 3-metrowe) byłoby to kolejne ryzyko. To, ze sie planuje kolejnego psa, gdy obecny jeszcze jest, to nie znaczy, ze sie tego"starego" nie kocha, czy też chce sie go pozbyć. To po prostu wynika z troski o następnego. A czekanie z nabyciem nowego aż minie "czas żałoby" ma sens tylko dla człowieka. Psom to do niczego nie służy. Gdybyśmy czekali po stracie Negry Rawka Nie dostałaby swojej szansy. Pirus z Rawką sie szybko zaprzyjaźnił, widać było po nim, ze brakuje mu Negry, był nieswój, biegał nerwowo po ogrodzie, węszył, piszczał, trochę wył... Z Rawką szybko ustalili kto rządzi i potem była wielka przyjaźń. Podobnie teraz jest z Esterką, choć widać, że ją traktuje trochę jak dziadek wnuczkę

. Grzesiek po wypadku Negry nie chciał nowego psa, bo bał się, że nowy pies tez kiedyś odejdzie i znów będzie tak strasznie bolało. Każdy przeżywa inaczej. W moim przypadku zadziałała zasada: "Co cię nie zabije to cię wzmocni". Po Rawce też bolało jak cholera, tym bardziej, ze to ja zdecydowałam o jej uśpieniu. Ale wiem, ze walczyliśmy do samego końca. Może to śmiesznie zabrzmi ale mnie w tym wszystkim pomaga moja osobista (poparta tezą znajomego jezuity) wiara, że zwierzaki tez idą do raju

. Patrze na fotki moich dziewczynek i myślę, że gdzieś teraz sobie biegają obie szczęśliwe. A my pewnego dnia je spotkamy. Może to naiwność. Ale nikomu to nie szkodzi a mnie pomaga
